Tajemniczość, jasnowidzenie, pakt z diabłem, bilokacja, telekineza, reinkarnacja, nekromancja, spirytyzm, czytanie w myślach, odporność na ból, wygrywanie w grach karcianych i umiejętność wytwarzania własnego sobowtóra – oto niezwykłe cechy, jakie lud przypisywał masonom. Wierzenia takie były obecne na całym terenie dawnych Niemiec, a także na ziemiach polskich pod zaborem pruskim, m. in. na Kujawach, Pomorzu, Śląsku i w Wielkopolsce
Kaszubi, Kociewiacy i mieszkańcy Żuław nazywali ich farmazonami, fremerami lub sobowtórami. Jeszcze w okresie międzywojennym wśród prostych ludzi na Pomorzu panowało przekonanie, że mason to czciciel diabła obdarzony rozlicznymi magicznymi mocami. W niemieckim folklorze pomocnikiem wolnomularzy był szatan. Towarzyszył im zwykle w postaci czarnego zwierzęcia (konia, psa lub kota). Pakt masona z diabłem w ludowych opowieściach wyobrażano sobie według literackich wzorców, które opisał m.in. Johann Wolfgang Goethe w dramacie Faust i które utrwaliły się w społecznej świadomości.
Wolnomularze na Pomorzu
Lęk przed diabolicznymi masonami przetrwał na Kociewiu do naszych czasów. Kilka lat temu mieszkańcy Tczewa byli oburzeni, że miejscy radni nadali jednej z ulic imię Willy’ego Muscata, który był znanym lokalnym wolnomularzem. Protestowali tak długo, aż władze miasta zmieniły nazwę ulicy na Janusza Kusocińskiego, polskiego lekkoatlety. W Tczewie jeszcze teraz opowiadają, że siły nieczyste naprawdę działały w budynku przy obecnej ulicy Westerplatte 3, gdzie mieściła się miejscowa loża Fryderyk pod Niewygasłą Pamięcią. Ludzie do dziś mówią, że niegdyś zajeżdżały tam czarne karety zaprzężone w kare konie, a z nich wysiadali ubrani na czarno eleganccy dżentelmeni palący cygara. Lokalna legenda miejska głosi, że pewnego razu jakiś człowiek, który robił tam remont, dla żartu przymierzył obrzędowy fartuszek jakiegoś brata wolnomularza i nie mógł go potem zdjąć. Tak miała działać masońska magia.

Pierwsze loże zaczęły powstawać na Pomorzu w połowie XVIII wieku. Grunt pod ich działalność był przygotowany, na tym terenie bowiem już wcześniej pojawili się różokrzyżowcy, spadkobiercy starożytnej tradycji filozoficzno-ezoterycznej. Na Pomorzu funkcjonowała również paramasońska Międzynarodowa Organizacja Dobrych Templariuszy. Pierwszą lożę masońską Pod Trzema Poziomicami (Zu den drei Bleiwagen) założono w Gdańsku w 1751 roku. Później powstało jeszcze kilka innych: Pod Trzema Gwiazdami (Zu den drei Sternen,1763 r.), Eugenia pod Ukoronowanym Lwem (Eugenia zum gekrönten Löwen, 1776 r.), Jedność (Zur Einigkeit, 1801 r.) oraz Pod Czerwonym Krzyżem (Zum roten Kreuz,1873 r.). Loże masońskie istniały kiedyś także w Bydgoszczy, Chełmnie, Chojnicach, Grudziądzu, Kwidzynie, Malborku i Starogardzie Gdańskim.
Do dzisiaj w Gdańsku można usłyszeć mrożące krew w żyłach historie o błyskających światłach, dziwnych odgłosach i tajemniczym mężczyźnie w czarnej pelerynie, który czasem pojawia się na dachu siedziby dawnej loży masońskiej Łańcuch nad Wisłą, stojącej przy ulicy Sobótki 15 na tzw. diabelskim wzgórzu, która działała do 1933 roku. Ludzie bali się tam chodzić po zmroku, twierdząc, że jest tam odczuwalna jakaś negatywna energia. W każdym razie, przez długie lata zapuszczali się tam tylko miłośnicy miejskiego urbexu).





