O literaturze, filozofii i mistrzach Wschodu z Piotrem Witoldem Lechem rozmawia Marek Żelkowski
Jest Pan autorem zarówno science fiction, jak i prozy obyczajowej. Jakie są główne tematy i motywy, które powracają w Pańskich książkach?
– Właściwie, dokąd sięgam pamięcią w moją literacką przeszłość, widzę, że zawsze najbardziej interesowało mnie postrzeganie realności świata. Czy i na ile jest on wiarygodny, i czy można go przekształcać nie tylko za pomocą technologii, lecz także w inny, mniej oczywisty, niekoniecznie od nas zależny sposób. Pod wpływem prozy Philipa K. Dicka, ale i innych pisarzy science fiction, poruszających ten temat także od strony światów wirtualnych (William Gibson, Ian Stevenson), filmów i filozofii, szczególnie metafizyki, bardziej świadomie zacząłem się nad tym zastanawiać, szukać jakichś logicznych odpowiedzi. To widać w publikowanych przeze mnie tekstach science fiction. Ale potem, w związku z różnymi, najczęściej niekorzystnymi wydarzeniami w moim życiu, nadszedł moment głębszego wejrzenia w samego siebie, czyli to właśnie, co nazywamy rozwojem duchowym. I okazało się, że szukałem odpowiedzi nie całkiem tam, gdzie powinienem. Nie twierdzę, że zupełnie nie tam, lecz nie całkiem. To stworzyło nową jakość, poznawczą i literacką. Ale jednocześnie zrozumiałem, że chcąc przekazać to, co chciałbym, nie mogę dłużej tkwić w sztywnej formule fantastyki, że paradoksalnie nurt główny literatury stwarza ku temu szerszą przestrzeń. Jest to widoczne w wielu utworach wielkich mistrzów współczesnego mainstreamu, np. Harukiego Murakamiego czy Kazuo Ishiguro. Od jakiegoś czasu staram się więc łączyć obyczajowość z fantastyką. W sferze obyczajowej interesują mnie głównie sprawy interpersonalne, szczególnie relacje oraz ich psychologiczne i emocjonalne konsekwencje. Siłą rzeczy najczęściej poruszam ten temat od strony mężczyzn, zachowując, mam nadzieję, niezbędny w takim przypadku obiektywizm.
Co sprawia, że pisze Pan równolegle o świecie wyobraźni i o codziennej rzeczywistości? Czy te dwa obszary w jakiś sposób się przenikają?
– W moim odczuciu bardzo. Przecież każdej nocy, kiedy zasypiamy, przenosimy się do rzeczywistości, która nawet jeśli jest rozpoznawalna, jednocześnie jest zupełnie inna, niekiedy wręcz surrealistyczna. To samo dotyczy marzeń na jawie. Czy więc jawa tak bardzo różni się od snów? Może tylko kontekst jest inny i dlatego wydaje się nam, że codzienność jest prawdziwsza. Posłużę się tutaj słowami jednego z moich ulubionych przewodników duchowych, Ramana Maharishiego, które zacytowałem też w powieści Świat jest żaden: Filmowa postać na ekranie ogląda filmowy świat. Co stanowi rzeczywistość pomiędzy postaciami w filmie i ich sprawami? Iluzyjna postać ogląda iluzyjny świat. Ty sam i świat wokół ciebie, jesteście tak samo prawdziwi, jak filmowa postać i jej filmowy świat. Oczywiście myśl ta ma głębszy duchowy kontekst, który ja połączyłem z hipotezą symulacji. Jeżeli mówimy: wyobraźnia, mówimy o tej samej energii, z której składają się codzienne, nawet te najbardziej błahe myśli. Nieraz zadawałem sobie proste pytanie: Skąd czerpią pomysły ludzie tacy, jak artyści czy naukowcy, tworzący wynalazki lub odkrywający nowe zasady rządzące światem? Przecież to nie może brać się jedynie z jakiegoś bliżej niedefiniowalnego talentu i wciąż ograniczającej nas wiedzy, musi mieć głębsze źródło. Tym źródłem, moim zdaniem, jest świadomość zbiorowa, wielka energia, o której mówił naukowiec Nikola Tesla, i o której mówi Eckhart Tolle, współczesny przewodnik duchowy. Po prostu jedni mają lepsze z nią połączenie, inni słabsze, co może być konsekwencją karmiczną. Stąd już oczywiście jeden krok do nauk duchowych, szczególnie mistrzów Wschodu, którzy w tej kwestii wypowiadają się zadziwiająco spójnie zarówno z Teslą, jak i z coraz bardziej rozwijającą się fizyką kwantową.
A jak zaczęła się Pana osobista fascynacja myślą Dalekiego Wschodu i mistrzami duchowymi?
– To zainteresowanie sięga jeszcze czasów studenckich. Studiując historię na Uniwersytecie Jagiellońskim, miałem w ramach zajęć dodatkowych możliwość uczestniczenia w wykładach z filozofii i religioznawstwa. Wtedy po raz pierwszy zetknąłem się z Bhagawadgitą, a poprzez nią z hinduizmem krysznaickim. Potem, jakby idąc za ciosem, zainteresowałem się buddyzmem. Rezonowało to w moim odczuciu z pewnymi koncepcjami astrofizycznymi czy też niektórymi wizjami pisarzy tworzących fantastykę. Ale nie było to jeszcze zainteresowanie głębokie, bardziej fascynacja odmiennością myśli i spojrzenia na świat materialny i świat duchowy. Głębsze zainteresowanie przyszło wiele lat później, kiedy już mocno wszedłem w temat samorozwoju. Wtedy zaczęło się ponowne studiowanie historii religii, czytanie, słuchanie audiobooków najróżniejszych mistrzów duchowych. Do tego doszły praktyki medytacyjne, najczęściej osadzone w tradycji buddyjskiej, nawet jeżeli były przez świat zachodni zmodyfikowane i rozpropagowane, jak np. słynne techniki Wima Hofa. Po drodze zetknąłem się też z indiańską Medycyną, także praktycznie. Poszukiwałem różnych dróg wiodących do celu, ale ostatecznie, w wyniku swego rodzaju autoselekcji opartej na intuicji, uznałem, że najbliżej mi do niektórych wschodnich koncepcji, tym bardziej że jak wspomniałem, paradoksalnie, a może wcale nie paradoksalnie, zbliża się też do nich współczesna nauka.
Skąd pomysł, aby rozpocząć cykl artykułów poświęcony mistrzom duchowym? Jaki cel chce Pan osiągnąć, zapoznając Czytelników z ich dorobkiem i przesłaniem? (pierwszy odcinek pojawi się już w NŚ 1/2026 – red.)
– Uważam, że ludzie powinni poznać dzieła nauczycieli duchowych z różnych kręgów kulturowych. Nawet ci, którzy wolą naukę. To naprawdę poszerza percepcję, pod warunkiem że nie podchodzimy do tego doktrynalnie. Czy to zarezonuje, czy nie, to już osobna sprawa. Wszak nawet Budda powiadał: Nie wierz w nic, ani w to, co ktoś napisał, ani w to, co ktoś powiedział. Nawet, jeśli ja to powiedziałem. Chyba, że zgadza się to z Twoim rozumem i zdrowym rozsądkiem. Może więc się okazać, że taki cykl zachęci do sięgnięcia po dzieło konkretnego nauczyciela. Oczywiście, wąskie ramy artykułu pozwalają jedynie na ogólne przybliżenie sylwetki i wiodących myśli, ale może to wystarczy. Całą resztę prawdziwie zainteresowany tematem Czytelnik zrobi sam – bo o to w rozwoju duchowym tak naprawdę chodzi. Ja będę w tym przypadku jedynie wektorem.
Jakich mistrzów zamierza Pan przedstawić Czytelnikom? Czy będą to wyłącznie postaci historyczne, czy również współcześni nauczyciele – niekiedy bardzo kontrowersyjni?
– Myślę, że zrobię solidny przegląd i przedstawię co najmniej kilkudziesięciu nauczycieli. Będą to postaci zarówno historyczne, jak i całkiem nam współczesne, wywodzące się z różnych kręgów kulturowych. Żeby cykl nie wydał się nudny, wymyśliłem taką formułę, by nie trzymać się ściśle chronologii. Raz będę więc przedstawiał starego mistrza, a w kolejnym odcinku współczesnego. Postaram się jedynie wiązać ich poglądy, chociaż dla niemal wszystkich współczesnych nauczycieli praktycznie nie istnieje już ten podział. Czerpią oni z całej spuścizny duchowości i religijności, co uważam za wielką siłę ruchu/nurtu samorozwojowego. Na pewno w pierwszej kolejności skupię się na tych, których słowa i mnie pomogły w ciężkich chwilach. To potężne umysły, nawet te kontrowersyjne postacie.





