Można odchodzić z tego świata cicho lub w rozgłosie. Można budować sobie za życia okazały grobowiec, jak czynili to choćby władcy Egiptu, sypać kopiec, obrócić się w proch lub wykupić zawczasu miejscówkę na lokalnym cmentarzu. Kiedyś możni fundowali sobie okazałe kaplice w świątyniach. Spoczywali w ich murach, kryptach, podłogach…
W Polsce, w kwestii pochówku tkwimy jeszcze w pętli ograniczeń prawnych, które zostały przyjęte ponad sześćdziesiąt lat temu. Zgodnie z ustawą nasze ciała mogą zostać złożone jedynie w grobie ziemnym, murowanym, ewentualnie w kolumbarium. Na tym możliwości się kończą. Żadnego sypania prochów po wodach, lasach, łąkach i ogrodach. Niedopuszczalna jest także kremacja wodna. Inaczej, czeka nas paragraf, areszt lub grzywna. Co prawda, wyjątek stanowią pochówki morskie, ale i w tym wypadku procedura jest obwarowana przepisami co wolno, a czego nie.
Obecnie w kwestii pogrzebów dominują dwa trendy – indywidualizm i ekologia. Wybór, czy stosunkowo szybko rozpaść się w trzcinowej urnie, czy spoczywać na wieki w kosztownej trumnie, pozostaje wolny. Tymczasem na świecie ludzkie prochy nie raz leciały już w przestrzeń kosmiczną czy zamieniały się w diamenty. W wielu krajach niemieckojęzycznych (Niemcy, Austria, Szwajcaria) istnieją wydzielone lasy pogrzebowe, zarówno prywatne, jak i komunalne, gdzie rodzina zmarłego może rozsypać jego prochy, lub złożyć w ziemi w biodegradalnej urnie. Na tej przestrzeni znajdują się drzewa dedykowane jednemu zmarłemu, rosną i takie, wokół których zakopuje się wiele urn. W naszym kraju zagadnienie lasów pamięci dopiero raczkuje. A skoro więcej w zakresie pochówku nie można, niż można, pozostaje fantazjowanie przy doborze trumny, jej kształtu i koloru. Te złocone, pstrokate czy wypolerowane jak lustra, albo z ekstrawaganckimi, błyszczącymi okuciami, wcale nie należą do rzadkości. Uwzględniając doczesne upodobania zmarłego, można zadbać za to o odpowiednią oprawę muzyczną. Trochę szkoda, że tylko tyle, ponieważ wielu Polaków zapewne życzyłoby sobie spersonifikowanej ceremonii, nie zaś dyktowanej nam literą prawa przestarzałej ustawy.
Milenium
W kwietniu 1025 r. miało miejsce znamienne wydarzenie. Oto książę Bolesław, nazywany przez potomnych Chrobrym lub Wielkim, został koronowany na pierwszego króla Polski. W tym roku mija okrągła rocznica tej wzniosłej chwili. Uroczystość odbyła się przypuszczalnie w Wielkanoc i najprawdopodobniej w Gnieźnie, będącym już wówczas siedzibą arcybiskupa. Chociaż żadne źródło nie wymienia jej miejsca, jego wybór wydaje się być zasadny. Z politycznego punktu widzenia był to istotny krok w kierunku suwerenności władcy i jego państwa. Bez wątpienia koronacja stała się spektakularnym zwieńczeniem burzliwego życia Bolesława. Dosłownie i w przenośni, gdyż koroną nie cieszył się zbyt długo. Zmarł 17 czerwca 1025 r. A skoro opuścił ziemski padół, został gdzieś pochowany. Tylko gdzie dokładnie? Pytanie to dotyczy również Mieszka I oraz Mieszka II Lamberta. Na przestrzeni dziejów kości naszych pierwszych władców przenoszono, rabowano, gubiono i niszczono. Próżno dziś szukać ich śladów. Gall Anonim oraz Wincenty Kadłubek również nie ułatwiają nam poznania prawdy. Mimo że z rozmachem sławili dokonania Chrobrego, w kwestii jego pogrzebu nie byli aż tak wylewni.





