Jeśli macie wątpliwości, czy coś jest prawdziwe, naturalne i czy działa – spytajcie o to Naturę. Ona się nie myli i wszelki fałsz prędzej czy później zdemaskuje. Dotyczy to również terapii alternatywnych. My, ludzie, nauczyliśmy się kierować rozumem, co w większości sytuacji jest bardzo pożądane. Ale nie zawsze wystarczające. Nie wszystko da się zdefiniować, zważyć, zmierzyć. Trzeba to odczuć, pozwolić naturze przemówić i zrozumieć, co do nas mówi. Zaufać swoim emocjom
Te emocje nie są od nas aż tak odległe, by ich nie czuć instynktownie. Któż z nas nie dał się zawojować emocjonalnie pieszczocie wiosennego słońca czy dziełu sztuki, które wywarło na nas wrażenie? I nieważne, czy pozytywne, czy wręcz przeciwnie. To samo dotyczy innych, niż zmysł wzroku, zmysłów. Wszystkie przynoszą nam informację o nas samych. Jako istoty społeczne, żyjące w gromadnie wśród innych ludzi, powinniśmy je kontrolować, ale nie zagłuszajmy ich! Emocje, zmysły, energia, która ożywia każdą komórkę ciała, są tym, co kreuje nasze życie. Stanowi o tym, czym i kim jesteśmy i otwierają nam drogę do siebie samych.
Jak się zaczęło
Prawie 30 lat temu umierała moja ukochana suczka Agfa, rasy wilk niskopiękny, dumne i mądre stworzenie wzięte ze schroniska. W dość samotnym dzieciństwie mojej kilkunastoletniej wówczas córki istota ta była prawdziwym darem losu. Walczyłyśmy o nią, odczuwając najgorszą z emocji: bezradność. Kolejna wizyta w gabinecie weterynaryjnym przyniosła bezlitosny werdykt: eutanazja.
I wtedy otworzyły się drzwi do gabinetu, weszła białowłosa pani i powiedziała, że chora suczka ją zawołała. W chwili rozpaczy wszelka racjonalność ustępuje miejsca nadziei, więc się jej uchwyciłyśmy. Pani stwierdziła, że suczka rzeczywiście odchodzi, ale widzi nasze cierpienie, dlatego poprosiła ją o pomoc. I że ona pomoże jej odejść bez bólu i bez konieczności usypiania jej.

Tą panią była Maruta Kuligowska – lekarka weterynarii, która narzędzia tradycyjnej medycyny zamieniła na działania energetyczne. Przyjmowała pacjentów w lecznicach, we współpracy z kolegami weterynarzami. Agfa rzeczywiście odeszła spokojnie, a Maruta znalazła czas i chęć, by nas odwiedzić i pocieszyć. To tylko sukienka – powiedziała o ciele naszej suczki. Kochała was, więc albo wróci w innej postaci, albo kogoś dobrego wam przyśle. Maruta była bioenergoterapeutką. I buddystką.
Tak naprawdę Agfa przysłała Marutę, która wskazała mi kolejną ścieżkę zawodowego życia. Nawet tego nie przeczuwałam. Stojąc realnie na ziemi, nie rozpoznawałam w sobie dotąd żadnych predyspozycji do działań energetycznych. I kiedy jako niedoszły lekarz medycyny wyznałam Marucie, że jej zazdroszczę umiejętności przynoszenia ulgi i poprawiania stanu zdrowia, odparła: – Ależ ty też możesz! Idź tam, gdzie się na tym znają, sprawdź, jakie są twoje możliwości. Naucz się tego solidnie.