Zjawisko radiestezji kojarzy się nam głównie z ostatnim ćwierćwieczem minionego stulecia, ale samo różdżkarstwo praktykowano w naszym kraju od dawna. W 20-leciu międzywojennym zyskało sporą popularność, lecz z powodu braku ogólnokrajowej organizacji różdżkarze działali często na własną rękę (podobnie było w latach tuż po wojnie)
Przykładowo w czerwcu 1950 r. na łamach Dziennika Bałtyckiego pewien mieszkaniec Gdańska-Oruni tak reklamował swoje usługi: Różdżkarz na metale, wodę i naftę odnajduje najkorzystniejsze żyły, oblicza głębokość i wydajność źródeł. Kiedy w 1957 r. utworzono Sekcję Radiestezji przy Stowarzyszeniu Wynalazców w Warszawie, zaczęli się przy niej grupować jej pasjonaci, parający się różnymi zawodami. Ogólnopolską popularnością cieszył się wówczas ks. prałat inż. Jan Podbielski – proboszcz parafii św. Stanisława w Warszawie, znany radioamator i radiesteta. Co istotne, opatentował on wraz z Janem Bąkiem specjalną zaprawę zabezpieczającą wnętrza budynków przed zawilgoceniem i radioaktywnym zapromieniowaniem. Patent ten zamierzano wykorzystać przy budowie osiedla 500 domków jednorodzinnych w Gdyni. Dzięki relacji świadków, piszącemu te słowa udało się ustalić, że zamiłowanie do różdżkarstwa posiadał także popularny na Wybrzeżu Gdańskim ks. prałat Jan Gustkowicz – wieloletni proboszcz parafii św. Jadwigi Śląskiej w Gdańsku Nowym-Porcie, skromny człowiek, który jako duchowny wielce przysłużył się gdańskiemu Kościołowi. Przykładem jego działań była wizyta, jaką złożył w 1961 r. u swego parafialnego współpracownika inż. Izydora Genczy. Kiedy usłyszał o problemach zdrowotnych jego dzieci, od razu za pomocą różdżki przebadał mieszkanie pod kątem obecności szkodliwych żył wodnych. Co więcej, zainteresował tym tematem samego gospodarza (późniejszy członek tytułowego stowarzyszenia). Popularność zyskali też inni różdżkarze, jak choćby inż. Józef Świeżyński – nadleśniczy Nadleśnictwa Sulęczyno na Kaszubach.
Prawdziwa