W ostatnich numerach Nieznanego Świata zwróciły moją uwagę publikacje pokazujące, jak bioterapia uzdrawia zwierzęta.
Od wielu lat pracuję za pomocą urządzenia Quantec, o którym mówię, że jest elektrycznym bioenergoterapeutą o niezwykłej skuteczności. Stosuję je także w leczeniu zwierząt i widzę jego korzystne oddziaływanie nie tylko na nas, ale i na czworonogi. I w ich przypadku taka terapia jest bardziej intensywna, dogłębniejsza i skuteczniejsza niż u ludzi, szczególnie u oświeconych niedowiarków, zajmujących się naukami kwantowymi, którym bardzo się spieszy, by odzyskać zdrowie, ale sceptycyzm zachowują do końca… Zwierzęta bowiem nie wierzą, nie studiują, nie dzielą każdej informacji na czworo. One po prostu żyją i cierpią. Z wdzięcznością więc przyjmują przynoszące im ulgę impulsy terapeutyczne Quantec’a.
Mogłabym wymieniać wiele przypadków, ale skoncentruję się na takich, które szczególnie zapadły mi w pamięć i w serce.
Przepiękny, o kremowej sierści kocur pers, w wieku około 13 lat ciężko zachorował na niewydolność nerek. Po dwóch dializach lekarz weterynarii stwierdził, że trzeba przyjeżdżać ze zwierzęciem na zabieg co tydzień, a i tak jego dni są policzone. Kot był wychudzony i wycieńczony, słaniał się na łapach. Przygotowałam kilka programów urządzenia Quantec – na choroby nerek, narządów wewnętrznych oraz ogólne zdrowie. Kocur jakby otrzymał zastrzyk energii – zaczął jeść, pić, mruczeć. Po tygodniu powoli schodził po schodach z pierwszego pietra, gdzie mieszkał, do ogródka i na podwórko. Żył jeszcze około trzech lat w doskonałej kondycji.
Kotek rasy ragdoll, kiedy jego właścicielka wchodziła do domu, przestraszył się przejeżdżającego właśnie samochodu ciężarowego. Od tego czasu przy najmniejszym hałasie chował się pod łóżko, pod kołdrę lub do szafy. Widać było, że cierpi na nerwicę i stany lękowe. Jakieś trzy godziny od włączenia terapii urządzeniem Quantec kot wyszedł z ukrycia. Na pełen sukces trzeba było czekać około dwóch miesięcy, kiedy to wchodzącą do domu właścicielkę kot powitał przy drzwiach z radością!
Nie tylko rasowe koty były lub są pod opieką Quanteca. Znaleziony na ulicy i przygarnięty kocurek Filuś żył zdrowo i szczęśliwie u swojej opiekunki, dopóki nie zaczęły się problemy z chudnięciem, brakiem pragnienia, postępującym wycieńczeniem. Weterynarz aplikował zastrzyki, tabletki, jednak bez wymiernych rezultatów – kotek niknął w oczach. Właścicielka z płaczem prosiła mnie o uratowanie pupila. Quantec od razu rozpoznał ciężką sytuację zdrowotną zwierzęcia i zalecił zrobienie sześciu programów terapeutycznych. Niestety, Filuś był tak chory, że nawet kilkugodzinne dodatkowe sesje nie wpłynęły istotnie na poprawę jego zdrowia, trzymały go jednak przy życiu. W tym czasie posiadałam już urządzenie do biorezonansu z biofeedbackiem SCIO- Theta. Zaczęłam więc także je wykorzystywać dla dobra kota. Zrobiłam kilka długich nocnych sesji na usuwanie degeneracji. Te bardzo silne impulsy przeprowadziły Filusia na stronę zdrowia. Obecnie jest zdrowy, ale prewencyjnie ma jednak terapie z użyciem Quanteca.
Mały przerasowiony piesek Miki ze zdiagnozowaną niewydolnością nerek, dzięki zastosowaniu Quanteca oraz kilku sesjom SCIO przeżył w stosunkowo dobrym zdrowiu jeszcze półtora roku, po tym, jak w jednej z najlepszych (i odpowiednio drogich) klinik weterynaryjnych w Niemczech nie dawano mu szans na życie.
Moim najdziwniejszym zwierzęcym klientem był koń uratowany przed rzeźnią. Miał on depresję i uczulenie na niektóre trawy. Jedno i drugie udało się usunąć!
Natomiast moją ukochaną klientką była koza Zuzia. Nagle przestała jeść, biła głową w ścianę i w końcu nie miała siły, żeby wstać. Zrozpaczona właścicielka zadzwoniła do mnie z informacją, że żadne zastrzyki nie pomagają i nie wie, jak ratować Zuzię. Quantec wykrył u niej choroby zębów, przyzębia i bóle głowy. Mam w moim urządzeniu program dentystyczny dla ludzi, ale pomyślałam sobie – a co tam, raz kozie śmierć! I zastosowałam cały program ludzkiej dentystyki. Czekałam w napięciu na wiadomości od właścicielki. Zuzia odżywała z dnia na dzień. Teraz znowu jest piękną, zdrową i upartą kozą.
Ale w pracy z Quantekiem odnotowuje się nie tylko sukcesy. Trafiają się również porażki, o których mówić i pisać jest najciężej. Moje własne koty – dachowce w różnym wieku, kolejno chorowały na raka jelit i mimo moich nieprzespanych nocy i intensywnej pracy Quanteca oraz SCIO odeszły w ciszy, i mam nadzieję, że bez bólu.
Żegnam Was, kochane, niezapomniane istotki: Lucy, Szaruś, Kizia, Kiciunia z Krótkim Ogonkiem, Bodzio!
Anna Schulz, Drezdenko





