Muszę przyznać, że gdy na potrzeby artykułów dla NŚ przeprowadzałam badania nad jakimś tajemniczym miejscem i analizowałam fenomen jego działania w sposób racjonalny, nigdy jak do tej pory, nie przeżyłam takiego fiaska, a zarazem… frajdy. W przypadku analizy wyroczni delfickiej co rusz natrafiałam na autora, który przekonywał mnie do tego, jak najsłynniejsza wyrocznia wszech czasów funkcjonowała, i nabierałam pewności, że tak, to właśnie dlatego przepowiednie z Delf okazywały się tak trafne. I tuż po tym, jak w głowie zaświeciła mi się lampka i z okrzykiem Eureka! rozwiązywałam kolejną tajemnicę, pojawiała się nowa informacja, nowy przekaz, przez co musiałam zweryfikować dotychczasowe poglądy i orzec: na dobrą sprawę nic nie wiem. Jakie to paradoksalne i zabawne zarazem! W końcu słynne Wiem, że nic nie wiem Sokratesa ma swoją genezę właśnie… w tym miejscu!
Spiritus movens epoki
Platon w Obronie Sokratesa przytacza anegdotę o tym, jak Chajrefont, przyjaciel Sokratesa z czasów młodości, udaje się do świątyni w Delfach, by otrzymać odpowiedź na nurtujące go pytanie: Kto jest najmądrzejszym człowiekiem na świecie? Natchniona kapłanka odpowiada mu, że tą osobą jest Sokrates, toteż Chajrefont wyrusza na poszukiwanie starego znajomego. Gdy po latach dochodzi do spotkania, Sokrates zaskakuje go słowami: Wiem, że nic nie wiem, po czym sam wybiera się w podróż, ponieważ słowa wyroczni delfickiej stają się dla niego siłą sprawczą, spiritus movens, poszukiwania mędrców tego świata. Ten łaciński zwrot został przeze mnie użyty nieprzypadkowo, wyrocznia w Delfach była bowiem rzeczywistą sprawczynią wielu ważnych wydarzeń w starożytności. Do jej zasług – mitycznych i historycznych – należą m.in.: nałożenie kary 12 prac na Heraklesa (Herkulesa w mitologii rzymskiej), rozprzestrzenienie kultu Dionizosa (a zatem również wina i teatru, bo przecież Dionizos to grecki odpowiednik Bachusa), przepowiedzenie wojny trojańskiej lub doprowadzenie do powstania miast, jak np. Kyrene czy Syrakuz na Sycylii . To dzięki delfickiej radzie, by zwrócić się o pomoc do Apolla, Spartanie wygrali kluczową bitwę z Ateńczykami, co bynajmniej nie zraziło tych ostatnich do wyroczni. Czy to podczas wojen perskich, czy katastrof naturalnych, Ateny całkowicie zdawały się na nieomylności Pytii tudzież Apolla. Co jest udokumentowane historycznie, dzięki delfickiej radzie, by polegać na sile drewnianych murów, Ateńczycy wygrali strategiczną dla wojny z Persami bitwę morską pod Salaminą, pomimo tego, że mieli o połowę mniejszą flotę
Bezstronność i sława wyroczni wykraczały poza granice Półwyspu Peloponeskiego, dlatego do Delf udawali się prawie wszyscy zapisani na kartach historii wodzowie z czasów antycznych, poza greckimi, także lidyjscy czy egipscy. Z wdzięczności za bezcenne wskazówki zagraniczni władcy i wodzowie pozostawiali egzotyczne dary wotywne dla świątyni, wśród których nie brakowało całych skarbców, trójnogów, posągów, złotego lwa, a nawet… piramidy (po opisy tych skarbów odsyłam do Iliady Homera). Z kolei my dzisiaj tej samej wyroczni możemy podziękować za brak jednego z siedmiu cudów świata. Po zniszczeniu przez tsunami w 227 r. p.n.e. Kolosa z Rodos wysłannicy do Delf na pytanie o sens odbudowy posągu otrzymali odpowiedź przeczącą, a jak wiadomo, z bogami się nie dyskutuje… Nie dyskutował z nimi także Julian Apostata, cesarz rzymski, przychylny wskrzeszeniu greckiej kultury. Kiedy w 363 r. n.e. przybył do sanktuarium, mocno podupadła już wyrocznia udzieliła mu ostatniej trafnej przepowiedni, anonsując rychłą śmierć Apolla i zamknięcie świątyni. I tak się też stało – 30 lat później decyzja Teodozjusza Wielkiego o zamknięciu pogańskich wyroczni przypieczętowała jej koniec, uciszając na zawsze.
Piękny i bestia
Kiedy wspominamy Delfy, przychodzi nam na myśl dewiza: Poznaj samego siebie. Do niej szczegółowo wrócę w dalszej części artykułu – w alfabecie nie należy bowiem zaczynać od końca (czyli w przypadku greki od litery omega), ale od początku, a więc od litery alfa. A nią z pewnością będzie Apollo, czyli deus ex machina świętego dla starożytnych przybytku ulokowanego w dolinie u stóp skalistego i wysokiego na 2400 m n.p.m.Parnasu. Co ciekawe, Apollo bynajmniej nie był chronologicznie pierwszym bóstwem do którego zwracano się z pytaniami – i gdyby nie jego zwycięska walka nad smokiem, Pytonem, który na jakiś czas zagnieździł się wśród tutejszych skał, moglibyśmy go nawet nazwać… uzurpatorem! Zanim bowiem doszło do opanowania Delf przez mitycznego stwora, boginią, do której zwracano się z pytaniami była Gaja. Czy równie chętnie udzielała odpowiedzi, co Apollo, tego niestety się nie dowiemy, natomiast z mitologii możemy dowiedzieć się jednego – za dobra to ona nie była. Przez swoje romanse spłodziła potwory – gigantów, tytanów oraz stwory wszelakiej maści, które stały się śmiertelnym zagrożeniem dla ludzi. Niewykluczone, że zaliczał się do nich sam Pyton. Gigantyczny potwór o wyglądzie węża jakiś czas miał terroryzować Delfy, dopóki na horyzoncie nie pojawił się zjawiskowo piękny Apollo. Bóg ten zepchnął go w głąb czeluści i tak uratował mieszkańców polis.
Warto w tym miejscu podkreślić pewną nieścisłość spotykaną u samych starożytnych pisarzy. Sanktuarium Apolla nie jest umiejscowione w tym samym miejscu, co świątynia poświęcona Gai, chtonicznej bogini ziemi, która mieściła się najpewniej w Likorei, w górach, kilka kilometrów powyżej delfickich ruin. Po mitycznym zwycięstwie Apolla nad Pytonem czy też smokiem ok. 800 r. p.n.e. wyrocznia została przeniesiona na dół, na zbocze między górami Parnasu, i wówczas patronat nad nią objął już oficjalnie bóg muzyki. Od tego momentu rozpoczyna się właściwa historia wyroczni, której tajemnica funkcjonowania przez tysiąclecia budziła niezliczoną liczbę domysłów, inspiracji i teorii spiskowych.





