
Właściwie jej nie mają, ale i tak większość ziemskiej populacji uważa, że jest wyposażona w wolną wolę przez samego Boga. Wystarczy jednak wnikliwie przyjrzeć się ludzkości, by stwierdzić, że hasło wolnej woli zawsze służyło tworzeniu iluzji wolnościowych, a w istocie zniewalało całe społeczeństwa, narody. Korzystali z niej jedynie nieliczni. Tak dzieje się zresztą do dziś. Praziemianie zaczynali swoją planetarną historię jako populacja wspólnotowa, blisko Przyrody, odczuwając i rozumiejąc istotę swojego pojawienia się na Ziemi
Na etapie wspólnoty rodowej jasne były potrzeby drugiego człowieka. Nikt nie wspominał ani o Bogu, ani o dobrodziejstwach wolnej woli. Te pojęcia pojawiły się wraz z przybyciem na Ziemię obcych cywilizacji, które siłą narzuciły własnościowy system funkcjonowania. I tak Ziemianie doświadczyli, czym jest: niewolnictwo, feudalizm, pańszczyzna, kapitalizm; doznali wielkości zmieniających się i zwalczających się bogów i kapłanów. Poznali, co to królowie, cesarze, możnowładcy. Zostali przymuszeni do wzajemnej wrogości.
Gdy zaczęła dominować indywidualna racja i przestała się liczyć potrzeba, rozpoczął się wyścig po materialne zdobycze, a władcy rozsmakowali się w życiu kosztem innych. Wówczas w relacjach ludzkich zaczęły obowiązywać: zamiast zgody – walka, zamiast neutralności – intryga, zamiast tworzenia – niszczenie, a zamiast wiedzy – wiara. W miejsce rozumienia pojawiła się wszechobecna ocena itd. Całe wieki rosło pasożytnictwo manipulatorów.
Moja racja
z czasem stała się główną wartością wyznawców wolnej woli. Dzisiaj planeta ma ponad 8 miliardów mieszkańców, dyszy od przeludnienia, ugina się pod ciężarem nędzy. Ale różni dysponenci wolnej woli chcą dalszego rozrostu populacji, twierdząc pokrętnie, że rozmnażanie się jest przywilejem wolnego wyboru. W istocie jednak napędzanie rozrodu to próba utrzymania ludzi w kategoriach biologicznej bezrozumnej masy, pozwala nielicznym wybranym na osiąganie korzyści z cudzej egzystencji.