Umajone dni – tak w skrócie można określić święto upamiętniające zesłanie Ducha Świętego na apostołów. Początkowo były one łączone z Wielkanocą. Od IV w. zaczęto obchodzić je jako odrębną uroczystość, w niedzielę i poniedziałek, dokładnie siedem tygodni po Zmartwychwstaniu Pańskim. Widać to szczególnie w innym jego określeniu – Pięćdziesiątnica

Zielone Świątki są świętem ruchomym, wypadają pomiędzy 10 maja i 13 czerwca, a więc w pełni wiosny i bujnego rozkwitu roślin. Jego geneza wiąże się z przedchrześcijańskimi obrzędami wiosennymi o charakterze płodnościowym (siła drzew, zielonych gałęzi i wszelkiej wegetacji) oraz zaduszkowym (kult przodków, dziady wiosenne). Kronikarze upatrywali jego początków w starosłowiańskich praktykach związanych z kultem urodzaju, zwanym Stado. Z zapisów Herborda, biskupa Lavantu (zm. ok. 1275 r.) wynika, że świętowano je już 4 czerwca 1124 r. w grodzie księcia Warcisława w Pyrzycach. Podczas tych obchodów tańczono i śpiewano rozmaite pieśni, przypuszczalnie na cześć rodzimych bóstw płodności. Potwierdza to kronika Jana Długosza. Czytamy w niej, że obchody Zielonych Świątek wywodzą się właśnie z tej pogańskiej obrzędowości. Poza tym jej autor wyjaśnia pochodzenie samej nazwy, twierdząc, że w trakcie obchodów dzielono ludność na mniejsze grupki, czyli właśnie stada, które następnie oddawały się rozmaitym uciechom życia. Z kolei Łemkowie określają Zielone Świątki Rusalami. Termin ten pochodzi od starożytnych Rusalii – wiosennych świąt zadusznych – i tak je traktują: jako wielkanoc duchów-rusałek.
Święto Zielonych Świąt było wpisane w
rytm przyrody
czasem oczekiwania na nadejście lata. Za ich archetyp uchodzą magiczne praktyki, mające oczyścić ziemię z wszelkich demonów wodnych. Dla naszych przodków okres ten oznaczał moment, kiedy należało zakasać rękawy i ruszyć do prac w polu. Na konieczność podjęcia tych zadań wskazywały wszelkie znaki na ziemi i niebie. Przylot ptaków był jednym z nich. Od rzetelnego wykonania tych obowiązków w dużej mierze zależały przyszłe plony. Kalendarz prac polowych, orki, siewu zbóż oraz innych roślin uprawnych wyznaczały dni związane z poszczególnymi świętymi. W dawnych czasach obawiano się złych duchów, które w nocy lubiły odwiedzać domy. Z tego m.in. powodu praktycznie w całej Polsce powszechny był zwyczaj majenia gałązkami brzóz ścian domów, drzwi, furtek i bram, ale również wrót stodół oraz płotów. Z nabożnością wsadzano je za święte obrazy, strojono nimi domowe kapliczki. Wierzono, że tak zabezpieczone miejsca, siły nieczyste będą omijały szerokim łukiem. Zielone rośliny to przecież nawiązanie do witalności, a złe moce, pochodzące z Zaświatów, ze swojej natury unikały przestrzeni kojarzącej się z życiem.
Pola okładano gałęziami różnych drzew, w zależności od potrzeb. Dla przykładu: olchę zatykano w zagony ziemniaków (aby były białe i sypkie, jak to kruche drzewo), zboża majono leszczyną (dla giętkości łodygi i odporności na podmuchy wiatru). Przydrożne kapliczki i krzyże ubierano wieńcami plecionymi z kwiatów i liści.

Ścieżki, podwórka, podłogi w izbach, a nierzadko i psie budy natomiast grubo słano tatarakiem, inaczej kalmusowym zielem. Zielone Świątki – tatarak w kątki – mawiano. Wierzono, że młoda, soczysta zieleń przyniesie powodzenie, pobudzi wzrost i plenność roślin, a przy okazji odstraszy wszelkie zło, uroki i zarazę. Tatarak jest jedną z roślin, o jakich czytamy w Biblii – został w niej wspomniany pod nazwą wonnej trzciny. Podobno obok mirry, cynamonu i kasji był składnikiem olejku służącego do namaszczania. Wierzono, że w roślinie tej drzemie magiczna siła odstraszająca złe moce. Jej specyficzny zapach miał nie tylko odstraszać nieproszonych gości z innego świata, ale również tych, jakże przyziemnych – komary, muchy, pchły i inne insekty. Tradycja ta zachowała się do naszych czasów w szczątkowej formie. Wazony ze świeżym tatarakiem stawia się bowiem na stołach wielu jeszcze domów. Za to po brzozę z upodobaniem sięgali kawalerowie chętni do ożenku. W pierwszy dzień świąt, już pod osłoną nocy, stawiali przed domem wybranki swego serca bramę z młodych drzewek, co traktowano na równi z oświadczynami. Tymczasem Kościół krzywo patrzył na te pogańskie relikty. Już w XVI w. próbowano je ukrócić. Duchownym wtórowały władze świeckie, stojąc murem za właścicielami majątków ziemskich. Sprzeciwiano się zwłaszcza niszczeniu drzew. Bezskutecznie. Skądinąd racjonalne i uzasadnione zakazy obchodzono na potęgę. Trudno było walczyć z głęboko zakorzenioną mentalnością mieszkańców wsi, twierdzących z uporem, że świeże, zielone gałęzie uchronią gospodarstwo przed zarazą, czarami i złą pogodą.