Nieznany Świat
Brak wyników
Zobacz wszystkie wyniki

Brak produktów w koszyku.

  • Zaloguj
  • Rejestracja
  • Start
  • W numerze
  • E‑wydanie
  • Artykuły
    • Astrologia
    • Felietony
    • Historia
    • Natura
    • Nauka & Kosmos
    • Newsy
    • PROMOCJA
    • Rozwój duchowy
    • Teorie spiskowe
    • UFO & ET
    • Wywiady
    • Zdrowie
    • Zjawiska PSI
    • Życie po życiu
    • Inne
  • Czytaj NŚ
    • Jak czytać NŚ?
    • O nas
    • Nasi autorzy
    • Kontakt
  • Społeczność
    • Okiem Anny
    • Spotkania NŚ
    • Nagrody NŚ
    • APELE!
    • Bracia Mniejsi
    • Galeria portretów NŚ
    • IN MEMORIAM
  • Polecamy
    • Filmoteka NŚ
    • Lektury NŚ
    • Magiczne podróże
    • Patronaty NŚ
  • Podcasty
    • Dotknięcie Nieznanego (podcast)
    • Lektury NŚ (podcast)
    • Podcasty NŚ (ilustrowane)
  • Video
  • Sklep KGNŚ
  • Kontakt
SUBSKRYPCJA
Nieznany Świat
  • Start
  • W numerze
  • E‑wydanie
  • Artykuły
    • Astrologia
    • Felietony
    • Historia
    • Natura
    • Nauka & Kosmos
    • Newsy
    • PROMOCJA
    • Rozwój duchowy
    • Teorie spiskowe
    • UFO & ET
    • Wywiady
    • Zdrowie
    • Zjawiska PSI
    • Życie po życiu
    • Inne
  • Czytaj NŚ
    • Jak czytać NŚ?
    • O nas
    • Nasi autorzy
    • Kontakt
  • Społeczność
    • Okiem Anny
    • Spotkania NŚ
    • Nagrody NŚ
    • APELE!
    • Bracia Mniejsi
    • Galeria portretów NŚ
    • IN MEMORIAM
  • Polecamy
    • Filmoteka NŚ
    • Lektury NŚ
    • Magiczne podróże
    • Patronaty NŚ
  • Podcasty
    • Dotknięcie Nieznanego (podcast)
    • Lektury NŚ (podcast)
    • Podcasty NŚ (ilustrowane)
  • Video
  • Sklep KGNŚ
  • Kontakt
Brak wyników
Zobacz wszystkie wyniki
Nieznany Świat
Brak wyników
Zobacz wszystkie wyniki
Start Społeczność Okiem Anny

Pamięć – w różnych jej odsłonach

Każdy ma swoją ścieżkę

Autor: Anna Ostrzycka-Rymuszko
20 października 2023
Przeczytasz w 17 min.
0 0
0
Skrzydła i korzenie. Rys. Karyna Piwowarska

Skrzydła i korzenie. Rys. Karyna Piwowarska

Pamięć o przeszłości niezbędna jest dla zachowania naszej tożsamości. Zawsze bowiem wyrastamy z jakichś korzeni, a oderwani od nich gubimy się, błądzimy. I właśnie znajomość tych korzeni jest niezwykle ważna, cenna. Pozwala z jednej strony bardziej świadomie sięgać do pozytywnych zasobów rodu, a z drugiej – usunąć (wykorzenić właśnie) blokady, obciążenia, kompleksy pochodzące od przodków, które nieświadomie taszczymy ze sobą przez życie.

Nie ozna­cza to jed­nak, że w nie­skoń­czo­ność mamy grze­bać się w prze­szło­ści, roz­dra­pu­jąc rany, co nicze­go dobre­go nie przy­no­si. Pamięć powin­na nato­miast pro­wa­dzić do odcię­cia oraz neu­tra­li­za­cji tego, co nas blo­ku­je, do pobra­nia jako zasób na dal­szą dro­gę tego, co wspie­ra i buduje.

Pokoleniowe zadry

To rów­nież świa­do­mość, że poraż­ki oraz cier­pie­nia tak­że sta­no­wią dla nas jakąś lek­cję. Zwy­kle im szyb­ciej zro­zu­mie­my cze­mu one słu­żą, tym szyb­ciej zblak­ną, a nawet ustą­pią. Przede wszyst­kim świa­do­mość tego, co trwa, ale i tego, co prze­mi­ja powin­na poma­gać nam w pie­lę­gno­wa­niu wszyst­kie­go, co dobre, pięk­ne, war­to­ścio­we, co nas wspie­ra, radu­je, napeł­nia miło­ścią, ener­gią, budzi kreatywność.

PRZECZYTAJ TAKŻE

Metaforyczna reprezentacja konceptu eutanazji. Graf. AI/Midjourney

Eutanazja w białych rękawiczkach, czy skrócenie cierpienia

Papież Franciszek w Estonii (2018), fot. Estońskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych, Wikipedia.org

Zmiana na Tronie Piotrowym

Cza­sem w pamię­ci zako­twi­cza­ją się wiel­kie spra­wy, zna­czą­ce w wymia­rze indy­wi­du­al­nym, a nawet glo­bal­nym. Innym razem to obiek­tyw­nie niby mało istot­ne dro­bia­zgi, a jed­nak dla nas nader waż­ne. Nie­kie­dy są nimi sym­bo­licz­ne albo syn­chro­nicz­nie zaist­nia­łe zda­rze­nia. A to motyl po raz kolej­ny wpa­da nam do miesz­ka­nia, gdy odda­je­my się reflek­sji lub medy­ta­cji, wędru­jąc myśla­mi do kogoś, kto odszedł. A to pamiąt­ki po bli­skich same wcho­dzą nam w ręce. I gdy zasta­no­wi­my się, zaczy­na­my rozu­mieć, na co Dusze pra­gną zwró­cić naszą uwa­gę, o czym przy­po­mnieć. I takie­go przy­po­mnie­nia nie nale­ży lek­ce­wa­żyć. Z ich per­spek­ty­wy, z tam­tej stro­ny zazwy­czaj widać lepiej. My, ogłu­sze­ni nad­mia­rem śmie­cio­wych infor­ma­cji w tej powo­dzi spraw, nie­co się gubimy.

Nasi przod­ko­wie potrze­bu­ją upa­mięt­nie­nia – poprzez uwa­gę, życz­li­we myśli, przy­jaźń oraz miłość. To ostat­nie uczu­cie szcze­gól­nie ich wspie­ra i radu­je. Tak przy­naj­mniej wnio­sku­ję z kon­tak­tów, któ­rych mia­łam zaszczyt doświadczyć.

Bar­dzo potrze­bu­ją też wyba­cze­nia prze­wi­nień oraz grze­chów, wyda­je się, iż moż­na ich nie­ja­ko w zamian zobli­go­wać do wspar­cia w naszych dobrych działaniach.

War­to więc od małe­go uczyć się pie­lę­gno­wa­nia budu­ją­cych wspo­mnień, jak rów­nież krót­kie­go bilan­so­wa­nia i trans­for­ma­cji nega­tyw­nych przeżyć.

Skrzydła i korzenie. Rys. Karyna Piwowarska
Skrzy­dła i korze­nie. Rys. Kary­na Piwowarska

Podszepty intuicji

Mia­łam cudow­ne bab­cie. Zwłasz­cza bab­cia Alek­san­dra wpły­nę­ła na to, jaką sta­łam się oso­bą. Wia­do­mo, iż pierw­sze 7 lat w życiu czło­wie­ka jest naj­waż­niej­sze dla budo­wa­nia pod­wa­lin oso­bo­wo­ści. I to był czas, któ­ry spę­dza­łam głów­nie z nią. Jak się­gam pamię­cią, od naj­wcze­śniej­szych lat na dobra­noc opo­wia­da­ły­śmy baj­ki albo robi­ły­śmy pod­su­mo­wa­nie dnia – raz do przo­du, od chwi­li obu­dze­nia, innym razem wstecz, od chwi­li poło­że­nia się do łóżeczka.

To, co było rado­sne, uda­ne, wni­kli­wie oma­wia­ły­śmy, aby lepiej zapa­mię­tać i potem, myśląc o tym, pro­wo­ko­wać rów­nie uda­ne wyda­rze­nia. Poraż­ki, smut­ne przy­pad­ki bilan­so­wa­ły­śmy w skró­cie, pró­bu­jąc usta­lić, co w takiej sytu­acji – jeśli przy­tra­fi się w przy­szło­ści – nale­ży uczy­nić, aby sobie z nią poradzić.

Z cza­sem zaczę­ły poja­wiać się sny pro­ro­cze, zapo­wia­da­ją­ce dobre oraz złe wyda­rze­nia. Był okres, że chcia­łam je zablo­ko­wać, ale po pew­nym cza­sie wybu­cha­ły ze zdwo­jo­ną siłą. Mia­łam jakieś 17 lat, gdy zanie­po­ko­iłam się, czy to aby nor­mal­ne? Moi rówie­śni­cy nie doświad­cza­li tego, a obie bab­ki, obda­rzo­ne para­nor­mal­ny­mi zdol­no­ścia­mi, już nie żyły.

Pod­czas kolej­nej wizy­ty u nasze­go leka­rza rodzin­ne­go, popro­si­łam sta­re­go dok­to­ra (bo tak go nazy­wa­łam ze wzglę­du na wiek i wiel­ki auto­ry­tet) o roz­mo­wę w czte­ry oczy. Dok­tor myślał, że cho­dzi o jakieś dziew­czyń­skie pro­ble­my. Gdy jed­nak opo­wie­dzia­łam mu o moich wizjach otrzy­my­wa­nych we śnie, a cza­sem tak­że na jawie (w for­mie fil­mu nakła­da­ją­ce­go się na real­ną rze­czy­wi­stość) i zapy­ta­łam, czy jestem nor­mal­na – ser­decz­nie się roze­śmiał. Odparł, iż jestem naj­zu­peł­niej nor­mal­na – to jedy­nie rzad­ki dar, któ­ry naj­wi­docz­niej odzie­dzi­czy­łam po bab­kach. A sko­ro mam wie­le róż­nych pro­ble­mów zdro­wot­nych, z jaki­mi będę musia­ła zmie­rzyć się w życiu, to te umie­jęt­no­ści powin­ny być mi wspar­ciem. Pora­dził też, abym kupi­ła gru­by zeszyt, w któ­rym na stro­nach parzy­stych będę opi­sy­wać swo­je WIZJE, a na nie­pa­rzy­stych noto­wać, jak prze­ja­wi­ły się w życiu, co sygnalizowały.

Cza­sem bowiem wizje oka­zy­wa­ły się dosłow­ne, jak kadr fil­mo­wy z przy­szło­ści (z rzad­ka z prze­szło­ści, gdy coś z daw­nych wyda­rzeń było pod­ło­żem przy­szłe­go zda­rze­nia). Naj­czę­ściej jed­nak domi­no­wa­ła sym­bo­li­ka, nader boga­ta, wie­lo­znacz­na, któ­rą nie­ła­two prze­ło­żyć na słowa.

Gdy póź­niej na jawie przy­wo­ły­wa­łam śnio­ny obraz (film), ilość ujaw­nia­ją­cych się szcze­gó­łów oka­zy­wa­ła się tak wiel­ka, że opis zaj­mo­wał spo­ro miej­sca i cza­su. Dzię­ki temu wypra­co­wa­łam, a wła­ści­wie odczy­ta­łam, kody wpro­wa­dzo­ne przez podświadomość.

Z cza­sem nauczy­łam się (pro­wa­dzo­na przez ducho­wych Opie­ku­nów), odczy­tu­jąc niniej­sze sym­bo­le w cza­sie snu w pew­nym stop­niu już w tej fazie inter­we­nio­wać w prze­bieg przy­szło­ści. Pró­bo­wa­łam roz­bu­do­wy­wać, eks­po­no­wać to, co mia­ło zaist­nieć jako dobre, pięk­ne i rado­sne, a zmi­ni­ma­li­zo­wać trud­no­ści oraz ból.

Mój cel czę­sto wizu­ali­zo­wał się jako ską­pa­ne w słoń­cu gór­skie szczy­ty, od któ­rych pły­nę­ła ener­gia. Wręcz mnie przy­zy­wa­ły. Fizycz­nie też wła­śnie góry naj­le­piej doła­do­wu­ją mnie ener­ge­tycz­nie. Do nich pro­wa­dzi­ła ścież­ka przez łąki lub las. To, co spo­ty­ka­łam po dro­dze sym­bo­licz­nie sygna­li­zo­wa­ło przy­szłe wyda­rze­nia. Bywa­ło, że w lesie dopa­da­ła mnie burza z wichu­rą, któ­ra łama­ła lub wręcz wyry­wa­ła z korze­nia­mi drze­wa. Nie­któ­re pada­ły na ścież­kę blo­ku­jąc dal­szą wędrów­kę. Dość szyb­ko wypra­co­wa­łam meto­dę postę­po­wa­nia w tych nie­zwy­kłych snach.

W takiej sytu­acji począt­ko­wo bar­dzo się bałam, ale Opie­ku­no­wie uświa­do­mi­li mi, że strach to zły spo­sób na odsu­nię­cie zagro­żeń. Gdy więc mia­łam zmie­rzyć się z taką sen­ną wizją, zatrzy­my­wa­łam się, wzy­wa­jąc na pomoc moje Anio­ły i Opie­ku­nów, a przy ich pomo­cy wizu­ali­zo­wa­łam Moc, jak­by falę ener­gii (a ona poja­wia­ła się jako wibru­ją­cy w powie­trzu srebr­no-meta­licz­ny stru­mień), któ­ra odsu­wa­ła na boki pada­ją­ce pnie, a moja leśna ścież­ka pozo­sta­wa­ła bez­piecz­na, wol­na od zato­rów. Kie­dy w rze­czy­wi­sto­ści docho­dzi­ło do wyśnio­ne­go sym­bo­licz­nie zda­rze­nia, wie­dzia­łam, jak mam postą­pić, a cza­sem była to gra symboli.

Piszę to, aby uświa­do­mić, iż więk­szość z nas ma natu­ral­ne, intu­icyj­ne moż­li­wo­ści, a przy zacho­wa­niu wła­ści­wie rozu­mia­nej i kre­owa­nej pamię­ci, kre­atyw­ne­go wpły­wa­nia na naszą codzien­ną rze­czy­wi­stość – dziś, a tak­że w przyszłości.

Noto­wa­nie takich doświad­czeń jest nie­zwy­kle cen­ne, bo pozwa­la na póź­niej­sze sko­men­to­wa­nie naszych odczy­tów, co czy­ni nas sku­tecz­niej­szy­mi. Dys­po­nu­jąc intu­icyj­ną wizją oraz zesta­wio­ny­mi z nią fak­ta­mi racjo­nal­ny umysł radzi sobie z poukła­da­niem i zro­zu­mie­niem tego, a tak­że wyko­rzy­sta­niem w realu otrzy­ma­nych informacji.

Zdrowotne sugestie śnień

Kie­dyś zetknę­łam się z nie­zwy­kle inte­re­su­ją­cy­mi doświad­cze­nia­mi leka­rzy radziec­kich, któ­re pozwa­la­ły na wycią­gnię­cie wnio­sków medycz­nych doty­czą­cych zdro­wia pacjen­ta z tre­ści zapa­mię­ta­nych śnień. Oka­zu­je się, iż nasz orga­nizm w ten spo­sób może pod­po­wia­dać, jakie gnę­bią go dys­funk­cje, a tak­że choroby.

Lekarz umie­ją­cy odczy­tać takie sygna­ły, ma uła­twio­ny spo­sób postę­po­wa­nia. Nie szu­ka na oślep, lecz kon­kret­nie ukie­run­ko­wu­je bada­nia i ana­li­zy. Wyda­je się, że to jeden z wąt­ków tera­peu­tycz­nych, nie­in­wa­zyj­nych, jaki powi­nien być włą­czo­ny do zin­te­gro­wa­nej medy­cy­ny przy­szło­ści. Fakt, iż wymu­sza on na wie­lu medy­kach wyj­ście ze swo­iste­go zasko­ru­pie­nia, wyzwo­le­nia się z ogra­ni­czeń bękar­ta Kar­te­zju­sza, otwie­ra na nowe doświad­cze­nia dia­gno­stycz­ne oraz tera­peu­tycz­ne. A wła­ści­wie to nie nowe kwe­stie, meto­dy, tyl­ko zapo­mnia­ne, a zna­ne przez wie­ki kapła­nom czy sza­ma­nom, któ­rzy uzdra­wia­li ludz­kie dusze i cia­ła. A więc zno­wu powra­ca­my do kwe­stii dobrze rozu­mia­nej Pamię­ci. (Reflek­sje te napły­nę­ły 1 listo­pa­da 2022 r., ale wykra­cza­ją poza wspo­min­ki… doty­czą­ce Zmar­łych. To ich pod­po­wiedź odno­szą­ca się do naszej codzienności.).

CÓRKA ORGANISTY. Wspomnienia mieszkanki Pomorza, Alicja Łukawska, Halina Łukawska, Biblioteka kwartalnika PROWINCJA, tom VIII, Sztum 2019 (Sprzedaż wysyłkowa: prowincja@onet.pl)
CÓRKA ORGANISTY. Wspo­mnie­nia miesz­kan­ki Pomo­rza, Ali­cja Łukaw­ska, Hali­na Łukaw­ska, Biblio­te­ka kwar­tal­ni­ka PROWINCJA, tom VIII, Sztum 2019 (Sprze­daż wysył­ko­wa: prowincja@​onet.​pl)

Uzdrowienie teraźniejszości przez oczyszczenie pamięci

W kwe­stii PAMIĘCI, któ­ra może nas blo­ko­wać lub uko­rze­niać i doda­wać skrzy­deł, otrzy­ma­łam nie­zwy­kle inte­re­su­ją­cą rela­cję od zna­jo­mej dzien­ni­kar­ki. Nie­gdyś, pra­cu­jąc w pra­sie codzien­nej, pisy­wa­ła repor­ta­że o cie­ka­wych ludziach. Zawsze bar­dzo lubi­ła roz­ma­wiać z nimi o życiu.

– Wła­ści­wie każ­dy star­szy czło­wiek ma coś inte­re­su­ją­ce­go do opo­wie­dze­nia, tyl­ko trze­ba umieć to wydo­być – mówi. Dla­te­go zachę­ca do nagry­wa­nia czy zapi­sy­wa­nia opo­wie­ści dziad­ków, babć, cio­tek i wuj­ków, aby nie prze­ga­pić momen­tu, kie­dy da się to jesz­cze uczy­nić. Potem nie będzie już kogo zapy­tać, a pamięć się zatrze…

Ali­cja wie­dzia­ła, że mama była w cza­sie woj­ny na robo­tach przy­mu­so­wych, ale nie­chęt­nie o tym mówi­ła, bo wspo­mnie­nia te były dla niej bar­dzo bole­sne. Przy oka­zji róż­nych wyda­rzeń oraz rocz­nic wra­ca­ły i drę­czy­ły ją. Stop­nio­wo w roz­mo­wach z rodzi­ciel­ką Ali­cja dowia­dy­wa­ła się coraz wię­cej o jej trud­nej, wojen­nej prze­szło­ści. Aż się­gnę­ła po dyk­ta­fon i nagra­ła opo­wie­ści mat­ki, a następ­nie ciot­ki. Tak wspo­mnie­nia te tra­fi­ły do lokal­ne­go kwar­tal­ni­ka PROWINCJA.

Żona wydaw­cy – psy­cho­loż­ka – zasu­ge­ro­wa­ła, że spi­sa­nie tych trau­ma­tycz­nych dla mamy prze­żyć będzie mia­ło dzia­ła­nie tera­peu­tycz­ne. Gdy wszyst­ko to z sie­bie wyrzu­ci, poczu­je się lżej. Redak­cja już wcze­śniej publi­ko­wa­ła wie­le takich wspo­mnień i zauwa­ży­ła, iż ludziom robi­ło się lepiej, jeśli się wypi­sa­li, ujaw­nia­jąc świa­tu bole­sne tajemnice.

Obie kobie­ty zro­bi­ły też wyciecz­ki do miej­sco­wo­ści zwią­za­nych z prze­szło­ścią star­szej z nich (m.in. do jej rodzin­nej wio­ski oraz mająt­ku, gdzie była na robo­tach). Po kil­ku­na­stu mie­sią­cach z pamię­ci zosta­ło wydo­by­te wszyst­ko, co istot­ne, a książ­ka, napi­sa­na przez mat­kę i cór­kę, uka­za­ła się drukiem.

– Mama była taka szczę­śli­wa na jej pro­mo­cji – wspo­mi­na Ali­cja. – Jesz­cze bar­dziej nie­sa­mo­wi­te oka­za­ło się dru­gie spo­tka­nie w wiej­skiej biblio­te­ce, w miej­sco­wo­ści, do któ­rej rodzi­na mat­ki spro­wa­dzi­ła się po woj­nie jako osad­ni­cy. Przy­by­ło aż 50 osób. Wie­le z nich zaczę­ło dzie­lić się swo­imi wspo­mnie­nia­mi z daw­nych lat. Poja­wi­ły się łzy wzru­sze­nia. Spi­sa­ne zosta­ły i te historie…

Tak udo­ku­men­to­wa­no dzie­je rodu, a jed­no­cze­śnie samo pisa­nie książ­ki podzia­ła­ło na obie kobie­ty jak tera­pia. Star­szą panią prze­sta­ły drę­czyć kosz­ma­ry doty­czą­ce strasz­ne­go Niem­ca, u któ­re­go była na robo­tach. Jak­by odmłod­nia­ła, popra­wi­ło się jej zdro­wie i psy­chi­ka. Za spra­wą książ­ki poczu­ły przy­pływ ener­gii, dzię­ki cze­mu dobrze prze­trwa­ły czas pan­de­mii. A cór­ka nawet odrzu­ci­ła kule inwalidzkie!

Sama Ali­cja pod­su­mo­wu­je to nastę­pu­ją­co: – Spi­sa­nie tych wspo­mnień było dla mojej mat­ki, a tak­że dla mnie, dosko­na­łą tera­pią. Obie jeste­śmy bowiem poważ­nie cho­re i dzię­ki temu zaję­ciu mia­ły­śmy dosko­na­ły pre­tekst, by nie myśleć o cho­ro­bach i leka­rzach, tyl­ko zająć się pra­cą twór­czą. Było to też swe­go rodza­ju bada­nie wła­snej toż­sa­mo­ści. Jak wszy­scy na Zie­miach Odzy­ska­nych zada­je­my sobie pyta­nia: Kim jestem? Skąd wła­ści­wie pocho­dzę? A nasza książ­ka jest wła­śnie pró­bą odpowiedzi. 

W tej sytu­acji pamięć traum – począt­ko­wo destruk­cyj­na, ode­gra­ła następ­nie oczysz­cza­ją­cą rolę. Wydo­by­ty z zaka­mar­ków duszy oraz pamię­ci ból został usu­nię­ty, dając wol­ną prze­strzeń na cie­sze­nie się chwi­lą obec­ną. W tym wypad­ku nie roz­dra­py­wa­no ran, a oczysz­czo­no korze­nie, co pozwo­li­ło na roz­po­star­cie skrzy­deł.

Jak więc widać, pamięć może słu­żyć nam dobrze lub źle, nisz­czyć lub budo­wać. Wypie­ra­nie bole­snych fak­tów i prze­żyć tyl­ko je przy­głu­sza, a dla dobro­sta­nu potrze­bu­je­my ich transformacji.

War­to iść w śla­dy obu pań, aby zacho­wu­jąc w pamię­ci poko­le­nio­wej dzie­je rodu, jed­no­cze­śnie doko­nać swo­iste­go oczysz­cze­nia. Pod­świa­do­mość nicze­go bowiem nie zapo­mi­na, nawet jeśli świa­do­mość pró­bu­je to przy­głu­szyć, to wszyst­ko nadal tkwi jak zadra w psy­chi­ce, rzu­tu­jąc na naszą fizycz­ność, nawet odci­ska­jąc pięt­no w posta­ci cho­ro­by, prze­no­sząc się na kolej­ne pokolenia.

* * *

ZAMYKAJĄC KRĘGI, Mirosława Gąsiorowska, Fundacja Światło Literatury, Gdańsk 2023
ZAMYKAJĄC KRĘGI, Miro­sła­wa Gąsio­row­ska, Fun­da­cja Świa­tło Lite­ra­tu­ry, Gdańsk 2023

Codzienne bohaterstwo i chwytanie za serce

Podob­ną funk­cję porząd­ko­wa­nia i oczysz­cza­nia pamię­ci speł­ni­ła rela­cja innej star­szej damy, ale oddaj­my głos jej syno­wi – Roma­no­wi War­szew­skie­mu.

Zamy­ka­jąc krę­gi autor­stwa mojej Mamy swo­ją inspi­ra­cję ma w kro­ni­ce rodzin­nej, któ­rą przez wie­le lat pisał Dzia­dek, Ojciec Mamy – Jan Pie­przyk. Po jego śmier­ci czar­ny zeszyt for­ma­tu A4 z zapi­ska­mi, wzbo­ga­co­ny­mi uni­ka­to­wy­mi zdję­cia­mi, prze­ję­ła naj­star­sza sio­stra Mamy – Genia Paul. Jesz­cze za życia prze­ka­za­ła go swo­je­mu naj­star­sze­mu wnu­ko­wi – Rafa­ło­wi Łasz­kie­wi­czo­wi. Po śmier­ci Geni, Mama mia­ła nadzie­ję, że kro­ni­ka Dziad­ka tra­fi do niej – jako do jedy­nej żyją­cej jego cór­ki. Jed­nak mimo ape­li w tej spra­wie, tak się nie sta­ło. Rafał uwa­żał, że tego, co dostał od bab­ci, nie powi­nien się wyzby­wać. Mama była nie­po­cie­szo­na. Wte­dy powie­dzia­łem: – Dla­cze­go sama nie napi­szesz wspo­mnień? Było­by to na pew­no bar­dzo inte­re­su­ją­ce zaję­cie i powstał­by nie­po­wta­rzal­ny doku­ment. Dwa razy nie musia­łem powta­rzać. Pod­chwy­ci­ła pomysł i z typo­wą dla sie­bie pil­no­ścią zaczę­ła go reali­zo­wać. Pisa­nie spra­wia­ło jej dużą radość i na wie­le mie­się­cy wla­ło w codzien­ność nową ener­gię. Ręcz­nie pisa­ny tekst, któ­ry powsta­wał krok po kro­ku, roz­dział po roz­dzia­le, był zaska­ku­ją­co poto­czy­sty. Przy­po­mi­nał wie­le deta­li oraz sytu­acji, któ­re ina­czej poszły­by w nie­pa­mięć. Mama była ostat­nią oso­bą, któ­ra mogła to sobie przy­po­mnieć i utrwa­lić. Nie było to łatwe, ale w naszej rodzi­nie wie­lo­krot­nie robi­ło się róż­ne rze­czy wła­śnie dla­te­go, iż oka­zy­wa­ły się trud­ne. W porów­na­niu z kro­ni­ką rodzin­ną Dziad­ka powstał tekst znacz­nie obszer­niej­szy i bar­dziej doj­rza­ły – bez­pre­ten­sjo­nal­ny obraz pew­nej epo­ki, poka­za­ny poprzez codzien­ne ludz­kie krzą­ta­nie się w kra­ju, któ­ry swo­im miesz­kań­com regu­lar­nie ofe­ro­wał dzie­jo­we kata­stro­fy i gdzie chwi­le wytchnie­nia były bar­dzo krót­kie. To obraz małe­go, codzien­ne­go boha­ter­stwa, podej­mo­wa­ne­go bez świa­do­mo­ści, że to, co się robi, jest w rze­czy­wi­sto­ści hero­izmem. Obraz moc­no chwy­ta­ją­cy za ser­ce. Powiem szcze­rze: dopie­ro czy­ta­jąc te zapi­ski, uświa­do­mi­łem sobie bez­miar prze­ciw­no­ści losu, któ­re – począw­szy od II woj­ny świa­to­wej – moja rodzi­na musia­ła sta­le poko­ny­wać. Wspo­mnie­nia Mamy poka­zu­ją pew­ną istot­ną, a zaska­ku­ją­cą cią­głość, któ­ra ist­nie­je w rodzi­nie, mimo że histo­ria co chwi­la zmu­sza do tego, by to jej prze­ci­wień­stwo – nie­cią­głość, docho­dzi­ła do gło­su. Np. nauczy­ciel­stwo moje­go Dziad­ka, Ojca Mamy i jej nauczy­ciel­stwo. Miłość Dziad­ka do przy­ro­dy, psz­czół, drzew i eko­lo­gizm moje­go Syna, Domi­ni­ka. Swo­iste zami­ło­wa­nie do kul­tu­ry nie­miec­kiej, prze­ja­wia­ją­ce się m.in. pod­ję­ciem przez Mamę stu­diów na ger­ma­ni­sty­ce, wie­le lat póź­niej moimi stu­dia­mi w Saar­brüc­ken, esty­mą dla pisar­stwa Her­man­na Hes­se­go i Tho­ma­sa Man­na, a tak­że emi­gra­cją do Nie­miec kuzy­na Remi­giu­sza. Pre­dy­lek­cja do włó­czę­gi Pra­dziad­ka Xawe­re­go Kun­ze i moje nie­zli­czo­ne podró­że na kraj świa­ta. Kawiar­nia Pra­bab­ci, Sta­ni­sła­wy Kun­ze w Śmi­glu i kil­ka­krot­nie w cią­gu dnia pita przez każ­de­go z nas mała czar­na. Wresz­cie… muzy­ka. Jak­że pięk­ny, waż­ny, ba… nie­odzow­ny ele­ment życia nas wszyst­kich – żywy, w takiej czy innej for­mie, w każ­dym poko­le­niu; byt­ność na nie­zli­czo­nych kon­cer­tach w naj­róż­niej­szych salach i w ple­ne­rze oraz – last but not least – pia­ni­na: do nie­daw­na obo­wiąz­ko­wy mebel-instru­ment, nie­mal­że w każ­dym z naszych domów. Ze wspo­mnień tych prze­bi­ja też waż­na cecha cha­rak­te­ru mojej Mamy – deli­kat­ność, takt i sub­tel­ność. Jedy­nie tym mogę tłu­ma­czyć pomi­nię­cie w tych zapi­skach pew­nych epi­zo­dów i fak­tów. Mama uzna­ła, że o pew­nych kwe­stiach nie będzie pisać, bo… są zbyt sen­sa­cyj­ne? Nie do koń­ca jed­no­znacz­ne? Nazbyt plot­kar­skie? Być może. Ja uwa­żam jed­nak, że – mimo wszyst­ko – nale­ży o tym wspo­mnieć. Bo uzu­peł­nia­ją obraz, doda­ją kolo­ry­tu i szko­da, by pamięć o nich bez­pow­rot­nie prze­pa­dła. Jed­ną z takich rodzin­nych legend jest spra­wa… zło­ta zna­le­zio­ne­go w komi­nie. Rzecz istot­na, któ­ra lata­mi kła­dła się cie­niem na rela­cje i nastro­je w rodzi­nie. Podob­no teścio­wie Geni i Gize­li, po przy­jeź­dzie do Elblą­ga po woj­nie, w opusz­czo­nej pie­kar­ni, któ­rą prze­ję­li i następ­nie uru­cho­mi­li, w pie­cu pie­kar­skim odna­leź­li spo­rą ilość zło­ta. Czę­ścią tego zna­le­zi­ska mie­li jed­nak podzie­lić się tyl­ko ze swym synem Sta­siem (mężem Geni), nato­miast pomi­nę­li Miro­na (męża Gize­li), ponie­waż oba­wia­li się, że mógł­by on swo­ją część skar­bu prze­pić. Gize­la dłu­go mia­ła o to do teściów duży żal i wie­lo­krot­nie o tym mówi­ła. Przez lata było widać, że w porów­na­niu z resz­tą rodzi­ny Pau­lo­wie z uli­cy Nie­tsch­man­na (gdzie Genia ze Sta­chem w Elblą­gu miesz­ka­li) finan­so­wo sto­ją zauwa­żal­nie lepiej. Zło­to naj­wi­docz­niej co jakiś czas było sys­te­ma­tycz­nie wyprze­da­wa­ne. Mia­ło to trwać aż do lat 70. ub. w., gdy Rena­ta wyje­cha­ła na stu­dia do Gdańska.

Inna legen­da doty­czy­ła losów wuj­ka Fran­ka (Fran­za Kun­ze) – młod­sze­go bra­ta Bab­ci. Mia­łem oka­zję poznać go oso­bi­ście i bar­dzo polu­bi­łem. Kie­dyś, w latach 70. przy­je­chał do Elblą­ga, kil­ka lat póź­niej dwa razy odwie­dzi­łem go w Ber­li­nie Zachod­nim, gdy uda­wa­łem się do Saar­brüc­ken, na prak­ty­kę stu­denc­ką, a następ­nie na stu­dia w Euro­pa-Insti­tut. Wujek Fra­nek przed woj­ną – albo w cza­sie jej trwa­nia? – miał ponoć w Sopo­cie, w Grand Hote­lu, prze­grać w rulet­kę rodzin­ną kawiar­nię ze Śmi­gla. Krót­ko o tym mi opo­wie­dział, gdy sta­li­śmy na sopoc­kim molo, i patrzy­li­śmy na Grand Hotel. Bojąc się gnie­wu rodzi­ny, dał nogę do Ber­li­na. Po woj­nie, w Ber­li­nie Zachod­nim, przez wie­le lat tak­że pra­co­wał w bran­ży gastro­no­micz­nej: na sta­cji Ber­lin-ZOO miał nie­wiel­ki Imbiss – bud­kę z pro­sty­mi dania­mi na wynos, jak Boc­kwurst czy Fri­ka­del­le. Z tej dzia­łal­no­ści wypra­co­wał sobie nie­złą eme­ry­tu­rę. To Mama była ini­cja­tor­ką nawią­za­nia przez Bab­cię Elly ponow­ne­go kon­tak­tu z bratem–urwisem z Ber­li­na Zachod­nie­go. Bab­cia nie tyl­ko z rado­ścią, po tylu latach roz­łą­ki, mogła przy­jąć bra­ta w miesz­ka­niu w Elblą­gu, ale tak­że sama dwu­krot­nie poje­cha­ła do nie­go do Ber­li­na Zachod­nie­go. Sta­no­wi­ło to duże prze­ży­cie, bo kon­tak­ty z Zacho­dem nale­ża­ły wte­dy jesz­cze do rzad­ko­ści. Sen­sa­cją było m.in. to, że każ­dy przy­jezd­ny z Euro­py Wschod­niej otrzy­my­wał wte­dy w Niem­czech Zachod­nich tzw. Begru­es­sungs­geld – 100 marek na drob­ne wydat­ki. Słu­cha­ło się tego jak baj­ki. Kie­dy Mama pró­bo­wa­ła dowie­dzieć się cze­goś bliż­sze­go na temat nie­chlub­nej prze­gra­nej wuj­ka Fran­ka, wszy­scy, któ­rzy mogli coś na ten temat wie­dzieć, już nie żyli. Wystar­czyć musi więc te kil­ka zdań, któ­re usły­sza­łem od same­go wino­waj­cy na molo w Sopo­cie. Szko­da, że już nigdy nie poznam szcze­gó­łów i oko­licz­no­ści prze­gra­nej. Jed­no nie ule­ga wąt­pli­wo­ści – wujek Fra­nek, jako mło­dzian, musiał mieć iście ułań­ski roz­mach i fan­ta­zję. Jak­by nie było, był synem myśli­we­go, któ­ry po sobo­le wypra­wiał się aż na Syberię…

Kolej­ne prze­mil­cza­ne we wspo­mnie­niach Mamy zda­rze­nie, doty­czy rodzi­ny moje­go Ojca. Mama pisze w pew­nym miej­scu, że jed­na z sióstr Micha­ła, Ire­na (zwa­na Inką), po ukoń­cze­niu stu­diów medycz­nych w Gdań­sku, na począt­ku lat 60. ub. w. wyemi­gro­wa­ła do Kana­dy. Popły­nę­ła tam słyn­nym Bato­rym; w domo­wym archi­wum mam jej zdję­cie z tego rej­su. W Kana­dzie wyszła za mąż za star­sze­go o 24 lata Zbi­gnie­wa Gorec­kie­go – leka­rza, któ­re­go wcze­śniej pozna­ła w Pol­sce i jako rent­ge­no­loż­ka pod­ję­ła pra­cę w tym samym szpi­ta­lu, co on. Uro­dzi­ła jed­ne­go syna, Jana, a wła­ści­wie Joh­na. Rodzi­na zamiesz­ka­ła w King­ston. Jed­nak po pew­nym cza­sie rela­cje mał­żeń­skie zaczę­ły ukła­dać się źle. Doszło do roz­wo­du, a następ­nie do prze­py­cha­nek o opie­kę nad Joh­nem (sąd przy­znał ją naj­pierw ojcu, a w dru­giej instan­cji mat­ce). Pod­czas jed­ne­go ze spo­tkań roz­wie­dzio­nych Gorec­kich tuż obok wodo­spa­du Nia­ga­ra na gra­ni­cy USA i Kana­dy, w stycz­niu w roku 1973, Zbi­gniew Gorec­ki na oczach 12-let­nie­go Joh­na zastrze­lił Ire­nę. Mia­ła wów­czas 37 lat.

Zabój­cę pochwy­co­no, osą­dzo­no, ska­za­no na doży­wo­cie, a następ­nie depor­to­wa­no do Fran­cji (był bowiem oby­wa­te­lem fran­cu­skim), gdzie w jed­nym z wię­zień zmarł.

Mor­der­stwo Ire­ny Gorec­kiej odbi­ło się sze­ro­kim echem w pra­sie kana­dyj­skiej i polo­nij­nej, a jej sym­bo­licz­ny grób znaj­du­je się w gro­bow­cu rodzi­ny War­szew­skich na cmen­ta­rzu przy kate­drze w Oli­wie. W Kana­dzie Joh­nem Gorec­kim zaopie­ko­wa­li się zna­jo­mi rodzi­ców ze szpi­ta­la. Ufun­do­wa­no też dla nie­go tak­że sty­pen­dium, dzię­ki któ­re­mu ukoń­czył stu­dia medycz­ne. Obec­nie miesz­ka w USA i jest zna­nym neu­ro­chi­rur­giem – na tyle wzię­tym, że na ope­ra­cje w róż­nych czę­ściach Sta­nów lata wła­snym odrzu­tow­cem. Trau­my z dzie­ciń­stwa nie pozbył się jed­nak do dziś.

Inny zna­mien­ny epi­zod, o któ­rym Mama zapo­mnia­ła, zwią­za­ny jest z pierw­szym przy­lo­tem do Pol­ski mojej przy­szłej żony Luz. Była zima roku 1987. Pod koniec stycz­nia wró­ci­łem z Bruk­se­li, ze sta­żu w Komi­sji Euro­pej­skiej. Luz, kil­ka dni przed moim odlo­tem do Gdań­ska, zapy­ta­ła mnie, czy mogła­by mnie odwie­dzić. – Jasne! – powie­dzia­łem, choć nie wyda­wa­ło mi się to poważ­ne. W dniu moje­go wylo­tu powie­dzia­ła mi: – Przy­le­cę 13. lute­go. Nie zapo­mnij. – Ale potrak­to­wa­łem to jako żart i zapo­mnia­łem. W Sopo­cie nie mia­łem tele­fo­nu – były mrocz­ne cza­sy PRL‑u, kie­dy o dobro to było bar­dzo trud­no. 13 lute­go, wie­czo­rem, ktoś zadzwo­nił do drzwi. Otwo­rzy­łem. Przede mną sta­ła star­sza pani, któ­ra zapy­ta­ła, czy ma przy­jem­ność z Roma­nem War­szew­skim. Była to zna­na gdań­ska radie­stet­ka, inż. Ali­cja Rospond. Zadzwo­nił do niej Bog­dan War­szew­ski z War­sza­wy, któ­ry pro­sił o odszu­ka­nie mnie w Trój­mie­ście i prze­ka­za­nie wia­do­mo­ści, iż w jego domu jest Peru­wian­ka Luz, któ­ra przy­le­cia­ła z Bruk­se­li i któ­ra – po tym jak nie spo­tka­ła mnie na lot­ni­sku – popro­si­ła o ogło­sze­nie na Okę­ciu, że ocze­ku­je na Roma­na War­szew­skie­go. Zamiast mnie, zgło­sił się nie­zna­ny mi Bog­dan War­szew­ski, któ­ry szczę­śli­wym tra­fem prze­by­wał na lot­ni­sku i… wła­śnie czy­tał moją książ­kę Pokaż­cie mi brzuch ter­ro­ryst­ki! Luz prze­no­co­wa­ła u nie­go w sto­li­cy i następ­ne­go dnia zosta­ła wyeks­pe­dio­wa­na eks­pre­sem do Sopo­tu, gdzie tym razem już kar­nie na nią czekałem…

Inży­nie­ra Bog­da­na War­szew­skie­go nigdy oso­bi­ście nie pozna­łem, choć po tym incy­den­cie nawią­za­li­śmy kore­spon­den­cję i kil­ka razy roz­ma­wia­li­śmy tele­fo­nicz­nie. Jak się oka­za­ło, był on dale­kim krew­nym moje­go Ojca. Pisał do mnie: Jestem przed­sta­wi­cie­lem rodu War­szew­skich z Wąbrzeź­na, przy­pusz­czam, że pan tak­że? Nie­dłu­go potem nie­ste­ty zmarł: spadł z krę­tych scho­dów w swo­im domu. Żona­ty był z Włosz­ką, Lucią Vesci­ną (ach, te mię­dzy­na­ro­do­we mał­żeń­stwa w rodzi­nie War­szew­skich!). Luz zacho­wa­ła o nim jak naj­lep­sze wspo­mnie­nie i ubo­le­wa­ła, że – czy to w War­sza­wie, czy w Trój­mie­ście – nie doszło do spo­tka­nia naszej trój­ki. Przy­pusz­czam, że nie oby­ło­by się bez wie­lo­krot­nych salw śmiechu…

Choć – co ja mówię! – w pew­nym sen­sie jed­nak spo­tka­li­śmy się: jak się oka­za­ło Jerzy Michal­ski, tak­że inży­nier (i lot­nik), od któ­re­go kil­ka lat póź­niej kupi­li­śmy z Luz nasz dom w Gdy­ni, znał Bog­da­na War­szew­skie­go – pano­wie przez pewien czas razem pra­co­wa­li w Nige­rii. Tam pozna­ła ich obu tak­że pani Ali­cja Rospond, któ­ra loka­li­zo­wa­ła źró­dła wody pod budo­wę studni.

W ten spo­sób, jak­że nie­spo­dzie­wa­nie, domknął się jesz­cze jeden z tytu­ło­wych krę­gów, o któ­rych w swo­ich wspo­mnie­niach tak przej­mu­ją­co (przy­naj­mniej dla mnie) napi­sa­ła moja Mama.

***

Zofia Plate Wiersze i opowiadania, Wydawnictwo Virya, Warszawa 2021
Zofia Pla­te Wier­sze i opo­wia­da­nia, Wydaw­nic­two Virya, War­sza­wa 2021

Anioł Dobroci i losy rodów

Pamięć w waż­nej i pięk­nej jej odsło­nie to wspo­mnie­nia, jako nasz ślad ducho­wo – inte­lek­tu­al­no – ener­ge­tycz­ny zapi­sa­ny na kar­tach ksią­żek czy pamięt­ni­ków. Wspa­nia­le, gdy prze­szłość taką mają odwa­gę porząd­ko­wać senio­rzy np. Hali­na Łukaw­ska z cór­ką Alek­san­drą czy 80-let­nia Miro­sła­wa Gąsio­row­ska, mat­ka Rom­ka War­szew­skie­go, a tak­że prof. dr hab. Maria Bubicz. Sła­wo­mir Bubicz, zna­ny popu­la­ry­za­tor jogi w Pol­sce, uczy­nił wspa­nia­ły gest w sto­sun­ku do swo­jej mat­ki wyda­jąc opra­co­wa­ny przez nią tom Zofia Pla­te. Wier­sze i opo­wia­da­nia.

Kim była Zofia Pla­te, że tak moc­no zapa­dła w ser­ce i pamięć pani pro­fe­sor? Wybit­ną, cenio­ną, powo­jen­ną nauczy­ciel­ką i wycho­waw­czy­nią. Pomi­mo głę­bo­kiej utra­ty wzro­ku, życie poświę­ci­ła opie­ce nad dzieć­mi, w tym sie­ro­ta­mi. Nie zało­ży­ła rodzi­ny, a całą mat­czy­ną miłość prze­la­ła na pod­opiecz­nych. Dla wycho­wan­ków była wspar­ciem nawet, gdy już wyro­śli i zakła­da­li rodziny.

Jej wier­sze ema­nu­ją dobro­cią, wiel­ką życz­li­wo­ścią, zawie­ra­ją pro­ste a głę­bo­kie praw­dy, są wypeł­nio­ne szla­chet­ny­mi uczu­cia­mi. Zofia Pla­te, aby jej poezja poszła mię­dzy ludzi. – Mam nadzie­ję, że tak jak wró­ci­ły do mody sta­re lam­py i samo­wa­ry, tak i nasze sta­re wier­sze będą dru­ko­wa­ne – pisa­ła pani Zofia.

Prof. dr hab. Maria Bubicz, mając 90 lat, zapra­gnę­ła upa­mięt­nić tę nie­zwy­kłą kobie­tę, któ­ra nie­gdyś przy­gar­nę­ła pod opie­kę jej mat­kę w trud­nych chwi­lach życia.

– Dora­sta­jąc przy niej od uro­dze­nia, czu­łam auten­tycz­ną moc i dobroć, któ­re pły­nę­ły od niej nie­prze­rwa­nym stru­mie­niem. Była wspa­nia­łym przy­ja­cie­lem, oso­bą cudow­ną, nie­zwy­kłą, cie­płą, od któ­rej nie chcia­ło się odejść. Była jak Anioł Dobro­ci – wspo­mi­na pani profesor.

Po uka­za­niu się książ­ki, autor­ka otrzy­my­wa­ła kolej­ne, licz­ne rela­cje ludzi zna­ją­cych Zofię Pla­te oso­bi­ście lub ze wspo­mnień swo­ich rodzi­ców. Z rela­cji tych wyła­nia się postać oso­by świę­tej, któ­ra wyma­dla­ła u Boga łaski dla swo­ich wycho­wan­ków, opie­ku­jąc się nimi przez lata dora­sta­nia, nie­rzad­ko wspie­ra­jąc ich w roz­wią­zy­wa­niu skom­pli­ko­wa­nych pro­ble­mów dorosłości.

– Do dziś moż­na zaob­ser­wo­wać, jak oso­by napo­ty­ka­ją­ce duże pro­ble­my na dro­dze życia, bie­gną do gro­bu Zofii Pla­te we wsi Gra­bów­ka (pow. Kra­śnik, woj. lubel­skie) i modlą się na głos pro­sząc o pomoc. Zawsze widać tam dużo kwia­tów i zni­czy. Odda­lam się wów­czas dys­kret­nie, aby nie prze­szka­dzać – doda­je pani profesor.

Była jak Anioł Dobroci

Daw­no temu w zamoż­nym domu, uro­kli­wym dwor­ku żyła szczę­śli­wa dziew­czy­na. Zły los spra­wił, że stra­ci­ła rodzi­ców i mają­tek. Na doda­tek, zaczął się pogar­szać się jej wzrok, aż cał­kiem zgasł. Jed­nak nigdy ię nie skar­ży­ła. Odna­la­zła w ser­cu żar­li­wą wia­rę i miłość. Na zło odpo­wia­da­ła dobrem. Dawa­ła je dzie­ciom, sie­ro­tom, któ­rych wycho­wa­niu się poświę­ci­ła. Nawet doro­śli widzie­li w niej Anio­ła Dobro­ci. W wier­szach Zofii Pla­te poja­wia się pro­ste, a głę­bo­kie prze­sła­nie – to życie dla innych.

Skrzydła i korzenie

Daw­no już myśla­łam o spi­sa­niu żywych jesz­cze uryw­ków wspo­mnień doty­czą­cych rodzin, z któ­rych się wywo­dzę. I oto krew­na zawsty­dzi­ła mnie docie­kli­wo­ścią i kon­se­kwen­cją w gro­ma­dze­niu danych odsła­nia­ją­cych rodzin­ną histo­rię. Kry­sty­na Kotom­ska, napi­sa­ła o dzie­jach rodu Kotom­skich, z któ­re­go wywo­dził się cenio­ny adwo­kat Andrzej Kotom­ski, ojciec mojej mamy, któ­ry zmarł w obo­zie kon­cen­tra­cyj­nym w cza­sie okupacji .

Ja mam jedy­nie luź­ne notat­ki doty­czą­ce wspo­mnień moich przod­ków uka­zu­ją­ce nie­rzad­ko zabaw­ne, innym razem burz­li­we lub tra­gicz­ne doświad­cze­nia. Dla­te­go zachę­cam wszyst­kich, by nie zwle­ka­li a porząd­ko­wa­niem i opi­sy­wa­niem rodzin­nych foto­gra­fii, noto­wa­niem lub nagry­wa­niem wspo­mnień bli­skich. Pamięć i życie są bowiem tak nie­trwa­łe, ulot­ne. Może się zda­rzyć, że gdy się ock­nie­my, nie będzie moż­na już niko­go namó­wić na wspo­mnie­nia. A pamięć minio­nych poko­leń pozwa­la umoc­nić korze­nie i roz­wi­nąć skrzydła.

Tagi: NŚ 11/23
Podziel sięTweetnijWyślij
Anna Ostrzycka-Rymuszko

Anna Ostrzycka-Rymuszko

Redaktor Naczelna miesięcznika "Nieznany Świat".

Zaloguj się, aby skomentować

W numerze

Nieznany Świat 07/2025 (415)

Nieznany Świat 07/2025 (415)

Nieznany Świat 06/2025 (414)

Nieznany Świat 06/2025 (414)

Audiobook - Instrukcje Przebudzenia tom 2 (cz. 1)
Podcasty

Audiobook - Instrukcje Przebudzenia t. II (cz.9)

19 lipca 2022
28 min
Odtwórz
  • Dodaj do kolejki
  • Udostępnij
    Facebook Twitter E-mail
Nieznany Świat

Pismo tych, którzy myślą, czują i widzą więcej.

© 2021 - 2024 Nieznany Świat - Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone.

Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez pisemnej zgody wydawcy zabronione.
Wydawnictwo "Nieznany Świat" sp. j.
Anna Ostrzycka-Rymuszko
ul. Kielecka 28 lok. 2, 02-530 Warszawa
tel. 22 849-77-38

Księgarnia-Galeria NIEZNANY ŚWIAT

Księgarnia stacjonarna:
ul. Kredytowa 2, 00-062 Warszawa,
tel. 22 827 93 49
  • FAQ i Pomoc - najczęściej zadawane pytania
  • Kontakt
  • Polityka prywatności
  • Regulaminy
  • Newsletter
  • Wydanie elektroniczne NŚ
  • Prenumerata NŚ
  • Sklep Księgarnia-Galeria Nieznanego Świata

Witamy z powrotem!

Zaloguj się - Facebook
Zaloguj się - Google
LUB

Zaloguj się na swoje konto

Zapomniałem hasła Załóż konto

Załóż nowe konto!

Zarejestruj się - Facebook
Zarejestruj się - Google
LUB

Wypełnij poniższe pola aby się zarejestrować

*Rejestrując się w naszej witrynie, akceptujesz Regulamin i Politykę prywatności.
Wszystkie pola są wymagane. Zaloguj

Zresetuj swoje hasło

Podaj email lub nazwę użytkownika aby zresetować hasło.

Zaloguj
Brak wyników
Zobacz wszystkie wyniki
  • Zaloguj
  • Załóż konto
  • Koszyk
  • Start
  • W numerze
  • E‑wydanie
  • Artykuły
    • Astrologia
    • Felietony
    • Historia
    • Natura
    • Nauka & Kosmos
    • Newsy
    • PROMOCJA
    • Rozwój duchowy
    • Teorie spiskowe
    • UFO & ET
    • Wywiady
    • Zdrowie
    • Zjawiska PSI
    • Życie po życiu
    • Inne
  • Czytaj NŚ
    • Jak czytać NŚ?
    • O nas
    • Nasi autorzy
    • Kontakt
  • Społeczność
    • Okiem Anny
    • Spotkania NŚ
    • Nagrody NŚ
    • APELE!
    • Bracia Mniejsi
    • Galeria portretów NŚ
    • IN MEMORIAM
  • Polecamy
    • Filmoteka NŚ
    • Lektury NŚ
    • Magiczne podróże
    • Patronaty NŚ
  • Podcasty
    • Dotknięcie Nieznanego (podcast)
    • Lektury NŚ (podcast)
    • Podcasty NŚ (ilustrowane)
  • Video
  • Sklep KGNŚ
  • Kontakt
SUBSKRYPCJA

© 2021 - 2023 Nieznany Świat - Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone.
Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez pisemnej zgody wydawcy zabronione.

Ta strona korzysta z plików cookie. Kontynuując korzystanie z tej witryny, wyrażasz zgodę na używanie plików cookie. Odwiedź naszą Politykę prywatności.
Czy na pewno chcesz odblokować ten wpis?
Pozostało odblokowań : 0
Czy na pewno chcesz anulować subskrypcję?
-
00:00
00:00

Kolejka

Update Required Flash plugin
-
00:00
00:00