Pojęcie matrix to skrót myślowy. Odzwierciedlając autentyczny problem, jest jednak czymś innym, niż wskazywałoby jego potoczne rozumienie. To groźniejsze, niż ludziom się wydaje, bo mogące wpędzić całe narody w otchłań bez dna. Właśnie zaczynamy to widzieć
Artykuł ten poświęcony jest nie tyle analizie, co opisowi pewnego skrajnego przypadku – choć rzecz jasna od wyjaśnień jego źródeł nie da się całkiem uciec… Zacznę od koncepcji (a raczej rodzaju ułudy), jaką po wyborze na prezydenta zaczął realizować Donald Trump. To, co przedstawię, dalekie jest od jakiejkolwiek ideologii. Są to fakty niepodważalne, wskazujące na koszty zablokowania percepcji.
Nowy amerykański prezydent z zapałem zabrał się do dzieła – uczynienia Ameryki na powrót wielką, w odpowiedzi na bezprecedensowe zapotrzebowanie społeczne. Naród odczuwa spadek poziomu życia, na co wskazują różne sondaże, których wyniki biją historyczne rekordy. Ludzie czują, że dzieje się źle, nie mają nadziei na poprawę, są bardzo zagubieni. Dekady samouwielbienia Amerykanów zrobiły swoje – trudno im podważyć utarte schematy, mit ich doskonałości i bycia błogosławieństwem dla świata. To niestety bardzo utrudnia refleksję nad źródłami tego fundamentalnego problemu, a cała sytuacja zaczyna przypominać schizofreniczne rozdarcie umysłu.
Koncepcja Trumpa polegała na dwóch pomysłach: radykalnym podniesieniu ceł i obniżce podatków. To pierwsze sprowadziło się jedynie do wzrostu cen, a naród nie odczuł przy tym poprawy. Prawdziwym problemem w kraju jest bowiem bardzo wysoki koszt wytwarzania czegokolwiek. Szef znanej firmy Apple, do którego Trump apelował o przeniesienie produkcji do Stanów Zjednoczonych, odpowiedział mu, że jeśli tak by się stało, to jego iPhone musiałby kosztować 4500 dolarów. W amerykańskim przemyśle nie ma przy tym kto pracować. Płace są tam zbyt niskie, by zachęcały ludzi do pracy, chociaż na rynku pracy jest pół miliona wolnych miejsc. Nie ma przy tym żadnej refleksji nad powodami tego stanu rzeczy, zarówno wśród przedstawicieli władzy, jak w społeczeństwie. Dlaczego brak efektywności i konkurencyjności? Nikt się nie zastanawia nad zapaścią człowieka.
Piszę te słowa 21 maja, a amerykański kongres (ściślej: Izba Reprezentantów) przyjmuje właśnie projekt ustawy obniżającej podatki. Sytuacja, gdy dług rośnie wykładniczo, a deficyt budżetowy bije rekordy wysokości, wywołała na całym świecie obawy o wypłacalność Ameryki. Papiery dłużne zaczęły tracić na wartości, co wywołało oznaki paniki na rynkach. Dlaczego nie towarzyszy temu refleksja nad ludźmi, chociażby nad tym, dlaczego szkoły produkują analfabetów? Według jednego z badań, 51% uczniów amerykańskich szkół podstawowych ma umiejętność czytania i pisania poniżej poziomu podstawowego. Wiem, że dla niektórych są to sprawy trudne, ale to tylko skrótowy opis tego, co powszechnie określa się mianem Matrixa (będące naprawdę blokadami psychologicznymi), a co prowadzi cały naród ku katastrofie. Pewne jej oznaki w momencie ukazania się artykułu powinny już być widoczne. Jest to najważniejszym wyzwaniem naszej cywilizacji.
To wybór między świetlaną przyszłością rozwoju a katastrofą społeczną i spiralą przemocy. Dlaczego nikt w takiej sytuacji nie pomyśli o rozwoju dzieci, przebudowie edukacji, żeby stworzyć społeczeństwo kreatywne i prosperujące, a nie ślepe na najbardziej podstawowe rzeczy? Odpowiedź jest banalna – na obecnym etapie jest to dla ludzi niewidzialne. Czy kojarzy się to z Matrixem?
Aktualnie pracuję nad książką Wojownicy światła o tym, jak dzięki odreagowaniom ludzkość w przeszłości wychodziła z podobnych pułapek psychicznych. Cytuję w niej pracę sprzed ponad pół wieku, w której autor napisał, przy okazji analizy zmian zachodzących w starożytnej Grecji:
Możemy więc teraz stwierdzić, że umysł dziecka, człowieka pierwotnego oraz – według Burckhardta – człowieka średniowiecznego, reprezentują stadium przedindywidualistyczne. Jeśli to pojęcie socjologiczne przetłumaczymy na psychologiczne (na „stadium przed indywiduacją”), to oznacza to, że dana jednostka nie wyłoniła się jeszcze jako spójna struktura psychiczna. Na tym etapie nie można mówić o istnieniu indywidualnego umysłu.
Odnosi się to do człowieka nieświadomego, nie mającego żadnego wejrzenia w siebie. A właśnie brak tej zdolności uniemożliwia Amerykanom szukanie problemów i rozwiązań w sobie, poprzez autorefleksję. Wprawdzie ona nic nie kosztuje, jednak stanowi barierę, jakiej samodzielnie taki człowiek nie pokona. Nic innego nie jest w stanie zaprzepaścić przyszłości kraju równie skutecznie. Jest to oczywiście zarys tego, co się dzieje z naszą cywilizacją.





