Kolejne relacje z grudniowej Wielkiej Medytacji Nieznanego Świata pokazują, że WOLNOŚĆ dla wszystkich jest niezwykle ważna, a każdy doświadcza jej na swój własny indywidualny sposób.
Jednak to w jedności tkwi ogromna moc. Połączone działanie grupy medytujących wyzwoliło ogrom dobrej energii. A nic nie jest bardziej potrzebne naszej planecie i żyjącym na niej ludziom, jak wolność i płynąca z niej siła. Medytacja pozwoliła to zrozumieć i poczuć. By to jednak w nas trwało i oddziaływało prowadząc ku szerszemu dobru, musimy pielęgnować w sobie wypracowaną wówczas energię.
Redakcja

Uzdrowić wolność, by ją poznać
Podekscytowana i z radosną gotowością na kolejną przygodę medytacyjną (jak co roku od lat) stawiłam się w miejscu i o czasie… Miało być wzniośle, potężnie i ogólnoświatowo, a tymczasem stało się osobiście i intymnie. A oto czego doświadczyłam…
Zobaczyłam siebie na plaży. Plaża była pusta, wokół biały piasek i ocean. Cisza, żadnych głosów ptaków ani zwierząt. Delikatny szum wody. Widziałam siebie leżącą w cieniu jakiegoś drzewa. Odczuwałam błogość. To było bardzo przyjemne. Nagle niebo nad oceanem i nade mną zaczęło się ściemniać jakby nadchodziła noc. Pojawiły się kropeczki gwiazd. Obraz, który widziałam, zaczął się rozpływać. Wszystko wypełniła mgła. Plaży już nie było. Mnie już nie było. Oceanu nie było. Wokół tylko przestrzeń usiana gwiazdami. Po chwili gwiazdy zaczęły się rozpuszczać i znikać. Przestrzeń wyglądała jak wymieszana z wodą granatowa i niebieska farba. Wszystko pływało. Cała przestrzeń falowała, chociaż nie było tam wody tylko pustka. Rozpuściłam się w tej pustce. Rozpłynęłam się razem z granatem, czernią i błękitem. Na chwilę rozpłynęła się też moja świadomość. Było tylko błogie rozpłynięcie w przestrzeni w każdą stronę…
Wtedy świadomość powróciła i znów ujrzałam mgłę. Z mgły zaczął wyłaniać się obraz fotela i siedzącej na nim postaci. Stałam z tyłu za nim, a równocześnie w nim też siedziałam. Spojrzałam w dół i zauważyłam, że spod mebla wystaje leżący na podłodze sznur koralików. Podniosłam go. Przezroczyste, czerwone, podłużne paciorki nanizane były na długi sznureczek. Zerknęłam w prawo i spostrzegłam siebie zwiniętą w kłębek na łóżku. Byłam przykryta białą, puszystą kołdrą. Odsłoniłam jej fragment i włożyłam w swoje dłonie sznur koralików. Co to? – zapytałam samą siebie. – Uzdrowienie – usłyszałam, jak mówię. – Należy uzdrowić wolność. Ja, leżąca w łóżku, zamknęłam w dłoniach koraliki i usnęłam.
Wówczas obraz znów się rozpłynął. I zobaczyłam jak stoję przed olbrzymim oknem w bardzo wysokim budynku. W dole widziałam rozświetlone miasto. Miliony małych światełek złociło się i drgało. Znów ujrzałam siebie siedzącą w fotelu, tym razem patrzącą na to miasto w dole. I ta myśl w mojej głowie… Mocna i wyrazista: Wolność najpierw należy uzdrowić. Wolność należy uzdrowić by ją poczuć.
Pozdrawiam Wszystkich z kolejnym Nowym Rokiem
Justyna Smorongowicz, Warszawa

Czy jestem Wszechświatem?
Postanowiłam wziąć udział w medytacji NŚ pod hasłem Wolność, mimo że w ubiegłym roku nie udało mi się dotrwać do końca. Miałam bowiem jakieś zaburzenia sercowe, związane ze spłycaniem oddechu. W tym roku oddychałam swobodnie, ale nie potrafiłam w pełni wejść w stan nieświadomości ciała i umysłu. Chociaż początki były obiecujące i myślę, że gdyby udało mi się trochę poćwiczyć (pod nadzorem, samodzielnie już nie odważę się tego robić), mogłabym osiągnąć głęboki stan medytacyjny.
Nie słyszałam, co dzieje się obok, moje ciało nie było istotne, ale przez głowę od czasu do czasu przepływały jakieś obce myśli. Pojawiły się też obrazy: serca, takiego jak rysują dzieci, a w nim zarys dwóch postaci, bardzo sobie i mnie bliskich, chociaż nie wiedziałam, kim one były. Ujrzałam Ziemię, małą jak piłka golfowa, którą mogłam otulić rękami i przekazać jej miłość oraz czułość. A potem ukazały się pojedyncze błyski, z których tworzyły się postacie, zwierzęta, budynki… Nie wiem, co to miało znaczyć?
Czy jestem Wszechświatem? A może jego częścią?