
Osobiście nie uważam, aby relacje niektórych świadków podróży astralnych były bardziej wiarygodne od innych. Ważne są wszystkie; wszak raz wypowiedziane i puszczone w obieg, jeśli przetrwają, stają się częścią niematerialnej rzeczywistości, podobnie jak religie, przesądy, intuicje i gros tego, co czyni nas wyjątkowymi – częścią kultury
Mnie interesują przede wszystkim opowieści – te formy przekazu, które już zostały ubrane w ramy gatunku literackiego, a mam na myśli głównie literaturę oralną. W etnografii określa się ją mianem: kultura niematerialna. Nie obchodzą mnie polemiki na temat tego, czy realność danej tradycji lub zespołu wierzeń da się udowodnić metodami i narzędziami przeznaczonymi do badania świata materialnego czy nie. Według mnie, przejście do Zaświatów znajduje się w głowie. O ich prawdziwości nie świadczy zaś to, czy jesteśmy w stanie je odnaleźć, lecz ich wiarygodność, spójność i pełnia – słowem, czy zawierają wszystko to, co zawierać powinny, byśmy mogli je uznać za prawdopodobne. Wiadomo, że świata materialnego, tego, w którym poruszamy się na co dzień, chodząc do pracy, robiąc zakupy czy odbierając dzieci ze szkoły, nie pojmujemy w pełni. Dokonujemy bardzo mocnego uproszczenia, bez którego nadmiar bodźców uczyniłby nas błądzącymi po omacku ślepcami. Spotykając kogoś na ulicy, nie sprawdzamy, z ilu atomów czy komórek się składa, nie zastanawiamy się, czy posiada wszystkie organy, jakie każdy człowiek posiadać powinien, by móc funkcjonować. Wystarczy nam, że będzie respektował podstawowe normy zachowania, odezwie się rozpoznawalnym głosem, a będziemy zachwyceni, jeśli powie nam coś miłego. Bowiem właśnie emocje są regulatorem odbioru rzeczywistości. One pomagają nam dokonywać wyborów bez zbędnego zastanowienia, one prowadzą nas przez labirynt doznań od punktu do punktu, niczym opowieść. Tak jak z zawiłej rzeczywistości materialnej potrafimy wyłuskać historię, która czyni ją zrozumiałą i przychylną, tak ta sama opowieść może otworzyć nam drzwi do świata nadprzyrodzonego. Stąd moje zainteresowanie legendami, mitami i baśniami.
Ostatnią moją podróż po Zaświatach, z której jeszcze nie wróciłem na dobre, odbywam na skrzydłach pewnej fascynującej opowieści. Zaczytuję się mianowicie w średniowiecznych pieśniach wizjonerskich. Trafiłem ostatnio na: Draumkvedet – średniowieczny poemat, zrekonstruowany w XIX w. z urywków spisanych od wędrownych pieśniarzy. Opowiada on o Olavie Åstesonie, który zasnąwszy w dzień Bożego Narodzenia, spał aż do Święta Trzech Króli, a w tym czasie odbył fascynującą, pełną przygód podróż do Zaświatów. Choć z racji motywów sądu ostatecznego, piekła, nieba i wielu postaci tam wymienionych, dzieło to przypisuje się literaturze chrześcijańskiej, trudno oprzeć się wrażeniu, że mamy w nim również do czynienia z relacją z transowej podróży syberyjskiego szamana. Analogię tę dostrzegli badacze, począwszy od Mircei Eliadego, i nikt nie śmiał jej zakwestionować. Jak to wytłumaczyć? Jak się mają szamani syberyjscy do norweskich dziadów kościelnych zawodzących o spotkaniu Archanioła Michała z Lucyferem na moście Giallarbrui, gdzieś między piekłem a niebem? Teorie są dwie. I tu dochodzimy do sedna:
Według jednych, motywy mogły przywędrować z dalekiej Syberii poprzez kontakty sąsiedzkie ludów nordyckich już tysiące lat temu. Choćby za pośrednictwem ludu Sami, który jako jedyny na pograniczu Skandynawii i Rosji zachował prastare zwyczaje, kultywowane jeszcze całkiem niedawno. W etnologii istnieje cała rozbudowana teoria o wędrówkach mitemów (jednostek mitów), zbieżnych poniekąd z historią kolonizacji globu przez gatunek Homo Sapiens. Dzięki dogłębnej ich analizie, pod kierownictwem profesora Jurija Berezkina z wydziału antropologii uniwersytetu w Petersburgu, zdołano odtworzyć arcyciekawą mapę wędrówek kultur, które je ze sobą niosły.
Według innych jednak ta zależność jest, jeśli nie mocno naciągana, to poparta zbyt słabymi dowodami, żeby można było na jej podstawie wyciągać jakiekolwiek wiążące wnioski. Twierdzą oni, że nie ma potrzeby, by ktoś inspirował swoimi historiami kogoś innego, skoro ten mógłby spokojnie wymyślić je sam. Ale dlaczego miałby stworzyć je tak podobne? No właśnie. Okazuje się, że człowiek ma w sobie – w swoim systemie nerwowym, w neuronach mózgu – pewne archetypy i motywy, które niechybnie prowadzą do kreowania podobnych obrazów Zaświatów. Czy to nie dowód na to, że stanowią one dla wszystkich ludzi rzeczywistość, do której drzwi prowadzą przez umysł?





