Jako dziecko komunizmu prawdopodobnie należę do ostatniego pokolenia, które pamięta świat bez internetu. Pamiętam czasy, kiedy z przyjaciółkami pisałyśmy do siebie odręcznie listy. Pamiętam, jak nagrywałam na kasetę magnetofonową piosenki z radia tworząc tematyczne składanki, i jak z wypiekami czekałam w niedzielę, żeby obejrzeć w telewizji kolejny odcinek serialu Dr Quinn. Pamiętam również pierwszy komputer i możliwość czatowania, dzięki któremu świat stanął przed nami otworem
To były bardzo analogowe czasy. Później, z roku na rok, coraz więcej nas było wirtualnie i mniej spotykaliśmy się na żywo. Zresztą, po co jechać na spotkanie, skoro bez względu na strefy czasowe wystarczy kliknąć w link, a w końcu expres sam nam zrobi kolejną kawę i poratuje dawką kofeiny. Telefony komórkowe wielkości cegły, których mało kto używał, bo było za drogo, zamieniły się w smartfony, przez które możemy z całym światem rozmawiać bez limitu. Coraz mniej doświadczamy i odkrywamy samodzielnie, bo wszystko już podano nam w formie produktu, podcastu lub filmiku, najlepiej w wersji short, bo przecież nikt nie ma teraz czasu. Paradoks współczesności!
Pralka za nas pierze, iRobot odkurza, zmywarka zmywa, a elektryczny rower sam pedałuje po asfaltowych ścieżkach. Grzebanie w ogrodzie pośród komarów to ewentualnie hobby, bo i tak w sklepie lub online kupujemy wszystko natychmiast, a samochód już prawie samodzielnie nas wszędzie zawiezie. Właściwie
nawet na miłość czekać nie trzeba
bo aplikacje dobiorą nam perfekcyjnie dopasowanego partnera. Każdą sekundę ciszy zagłuszymy sobie na milion sposobów, a jeśli nie wiemy czego chcemy, to podpowiedź da nam algorytm. Nasze zmysły odbierają w ciągu dnia tyle informacji, ile nasi dziadkowie przyswajali przez rok.
Żyjemy w świecie technologicznego boomu, w który era Wodnika wkroczyła niesiona przez Sztuczną Inteligencję. W ciągu ostatnich 20 lat rozwinęliśmy przemysł bardziej niż przez ostatnie 200. W niecierpliwym i szybkim tempie życia, gdzie nowinki technologiczne stale bombardują nas setkami informacji, przebodźcowanie – dawniej teoria psychologiczna – staje się rzeczywistym doświadczeniem. Codzienna gonitwa, mnóstwo zadań oraz nieustanny napływ informacji doprowadzają nas do punktu krytycznego i pragniemy wyrwać się z transu zbiorowej hipnozy.
Przebodźcowanie to problem, który skutkuje negatywnie na zdrowie psychiczne i fizyczne. Zaczyna się niewinnie, od trudności w utrzymaniu koncentracji i podenerwowania. Rozproszenie uwagi sprawia, że wykonywanie nawet prostych zadań staje się wyzwaniem, co negatywnie wpływa na naszą produktywność zarówno w pracy, jak i życiu prywatnym, jednocześnie podkopując pewność siebie i poczucie sensu działań. Ciągłe przenoszenie uwagi między różnymi zadaniami skutkuje szybkim wyczerpaniem się zarówno umysłowym, jak i fizycznym. Media społecznościowe, które walczą o każdą sekundę naszej uwagi izolują nas od bliskich, zagłuszają intuicję, oddalają od kontemplacji. To z kolei prowadzi do poczucia samotności i przewlekłego zmęczenia. Zwiększanie się poziomu stresu, może skutkować problemami zdrowotnymi – bezsennością, bólami głowy, nadciśnieniem itp.
Na depresję, która jest czwartą najpoważniejszą chorobą na świecie i jedną z głównych przyczyn samobójstw, według danych statystycznych Światowej Organizacji Zdrowia (WHO) choruje 280 mln ludzi na świecie. A co roku 800 000 osób odbiera sobie życie. W komunikatach przedstawianych przez WHO przebijają się informacje, że co 40 sekund ktoś popełnia samobójstwo, natomiast co 3 sekundy podejmowana jest przez kogoś próba samobójcza.