
Gdy myślimy o sytuacji dotyczącej zdrowia społecznego oraz swobód obywatelskich, w tym wolności poglądów osobistych i naukowych, nieodparcie nasuwa się analogia z INKWIZYCJĄ. Tym razem działającą w interesie wielkiego przemysłu farmaceutycznego oraz biznesu medycznego. Wszystko, co w tej mierze nie mieści się w odgórnie narzuconych ortodoksyjnych standardach pojmowania świata, zostaje okrzyczane jako nienaukowe. Stworzyliśmy fetysz naukowości, nawet go nie definiując
Co niewygodne, na stos
Niegdyś w czasach inkwizycji w pojęcie działań heretyckich można było wtłoczyć wszystko, co nie pasowało do ideologii Kościoła. Na porządku dziennym były przemoc, okrucieństwo, masowe procesy. Palono niewygodne księgi. Płonęły czarownice – zielarki i uzdrowicielki. Stracono też wybitnego włoskiego filozofa, dominikanina Giordana Bruna. Ten rzecznik nowożytnej nauki, daleko wybiegający poza swoje czasy, oskarżony został o herezję, w szczególności o utrzymywanie, iż we Wszechświecie jest nieskończenie wiele światów zamieszkałych przez istoty obdarzone rozumem. Ta wizja nie mieściła się w głowach jego oprawców. Podobnie jest i współcześnie.
Dziś świecką herezją okazuje się myślenie i działanie sprzeczne z oficjalnym nurtem nauczania. Wszelkie negowanie tego rodzaju praw dogmatycznych jest uznawane w najlepszym przypadku za błędne, nienaukowe lub pseudonaukowe. Bezrefleksyjnie szermuje się takimi określeniami, jak działalność pseudomedyczna, praktyki szarlatańskie itp. Tego rodzaju postawa jest nierzadko dowodem na istnienie wyrywkowej wiedzy oskarżycieli tych, co głoszą atakowane poglądy. Jednocześnie nie dopuszczają oni naukowych dowodów ze strony oskarżonych (bo może trzeba byłoby się czegoś douczyć).
Naukowe na tym etapie wydaje się tylko to, co pasuje kręgom decydenckim. Inne niż przez nich przyjęte wyniki badań naukowych czy długotrwałej praktyki medycznej są wypierane, usuwane w cień, pomijane milczeniem lub wyśmiewane, bez próby zapoznania z się z nimi i publicznej dyskusji na ich temat. Prowadzi to do ustanowienia monopolu w zakresie kryterium naukowości w kwestii interesu zdrowotnego obywateli. Wpisuje się w to działalność Światowej Organizacji Zdrowia (WHO), w sposób oczywisty prowadząc do centralizacji władzy w sferze zdrowia w skali świata, odbierania obywatelom prawa decydowania o własnym ciele, a niezależnym lekarzom i naukowcom prawa do publicznego zabierania głosu i swobodnego wyrażania poglądów. Dobry klient przemysłu choroby to nie pacjent wyleczony lecz przewlekle używający leków.
Traktat pandemiczny – centralizacja władzy
20 maja 2025 r. podczas sesji Światowego Zgromadzenia Zdrowia WHO podpisało traktat pandemiczny, który przyznaje tej organizacji jeszcze większą kontrolę nad życiem obywateli i polityką państw, w przypadku kryzysów zdrowotnych.
Budzi to obawy o ograniczenie suwerenności narodowej oraz wolności osobistych pod pretekstem globalnego bezpieczeństwa. Zmierza to także do centralizacji władzy.
Przyspieszenie autoryzacji szczepionek i leków może zaś obniżać bezpieczeństwo ich stosowania.
Krytycy zwracają uwagę, że traktat ten grozi ograniczeniem niezależności państw oraz wolności słowa, nadmierną kontrolą ze strony WHO. Brak transparentności w jej działaniu i powiązania korporacyjne ocierające się o konflikt interesów już wywołują sporą nieufność. Zapisy o zwalczaniu fałszywej informacji budzą obawę o chęć wprowadzenia formy cenzury. Dopełniła wątpliwości symulacja pandemii przeprowadzona w kwietniu tego roku, rodząca pytanie, czy WHO przewiduje czy też reżyseruje kolejny kryzys pandemiczny.
Krucjata przeciw lekarzom i naukowcom
Powodem do zakrojonej na szeroką skalę i konsekwentnie kontynuowanej krucjaty ze strony Izb Lekarskich oraz Rzecznika Praw Pacjenta stały się, jak pamiętamy, śmiałe wypowiedzi i działania niezależnych lekarzy oraz naukowców skupionych w Polskim Stowarzyszeniu Niezależnych Lekarzy i Naukowców (PSNLiN) w związku z pandemią Covid-19 oraz na temat szczepień w ogólności.
Następnie zręcznie wpleciona została w to manipulacja informacją i emocjami, która pozwoliła odium nagannej działalności jednego osobnika, podającego się za uzdrowiciela, przenieść na całe środowisko naturoterapeutów. A przecież większość z nich to osoby certyfikowane, uczciwe, konsekwentnie wspierające dobrostan swoich klientów.
Na stosach płoną więc wycofane w Polsce z nauczania na wyższych uczelniach, dziedziny, wcześniej tradycyjnie funkcjonujące w medycynie, jak np. ziołolecznictwo, homeopatia czy leczenie suplementacją. Dziś nie wolno nawet mówić, że suplementowanie – uzupełnianie niedoborów mikroelementów i witamin – wspomaga leczenie systemowe. Żyjemy w totalnym zakłamaniu. Z naturalnych metod o dziwo uchowała się jeszcze balneologia. A powód jest banalny, bowiem ziół, witamin, mikroelementów nie da się opatentować, więc Big Pharma na nich nie zarobi, jak w przypadku syntetycznych produktów. Mniejszych zaś producentów skupiających się na suplementacji nie stać na niezwykle kosztowne badania udowadniające leczniczą skuteczność konkretnych naturalnych składników i ziół. Lekarze z krajów Wschodu nie mogą pojąć europejskiej filozofii myślenia w tym zakresie.
Lex szarlatan – restrykcje jako zemsta?
- Podmiot, który nie udowodni, że stosowane przez niego metody są oparte na aktualnej wiedzy medycznej, musi liczyć się z karą.
Brak jednak wskazania, czyja ma to być wiedza. Nierzadko bowiem wyniki badań naukowych są odmienne w zależności od tego, kto je finansuje.
- Dotyczyć to ma zarówno osób, jak i firm diagnozujących oraz leczących niesprawdzonymi metodami, np. gabinetów biorezonansu.
Sytuacja w tym przypadku jest analogiczna, jak powyżej… Wydaje się, że za sprawdzone metody uznane są jedynie te wpisane do oficjalnych procedur, a pozostałe, choćby były badane i stosowane w innych krajach, są a priori odrzucane jako bezwartościowe.
- Jakoby pseudonaukowe teorie głoszone na konferencjach też mają spotkać się z restrykcjami.
- Nowe uprawnienia, z możliwością nakładania kar do 0.5 mln zł, dla tendencyjnie nastawionego Rzecznika Praw Pacjenta, wydają się zdecydowanie nadmierne.
- Odstąpienie od naukowo udowodnionego postępowania diagnostyczno-leczniczego i praktyki pseudomedyczne mają być karane. Oficjalnie ma to zapobiegać działaniom szkodliwym dla życia i zdrowia ludzkiego. Niby szczytna idea, ale wydaje się, że faktycznie chodzi o wyeliminowanie z płaszczyzny działań prozdrowotnych wszystkich i wszystkiego, kto/co nie daje się wtłoczyć w jedynie słuszny nurt jakoby akademicki, odgórnie zdefiniowany, a centralnie zarządzany (vide WHO).
Lex szarlatan
W ramach restrykcji podjęto prace legislacyjne nad ustawą medialnie nazywaną Lex szarlatan. Zmierza to do wprowadzenia zakazu praktyk uznanych za pseudomedyczne, niezgodne z aktualną wiedzą naukową, którym to pojęciem, mając władzę, można swobodnie manipulować. Dotyczyć ma to zarówno niemedyków, jak i lekarzy diagnozujących oraz leczących niesprawdzonymi metodami. Brak tu jednak definicji, kto określa naukowość owych działań, kiedy metody uznajemy za sprawdzone, kiedy mówimy o naukowo udowodnionym postępowaniu diagnostyczno-leczniczym?
Przy okazji, jak się wydaje, nadmierne uprawnienie m.in. do nakładania kar (w wysokości do 0,5 mln zł) otrzyma Rzecznik Praw Pacjenta (nastawiony tendencyjnie do wszystkiego, co nie mieści się w obowiązujących procedurach).
Zapewne ofiara padną tu przy okazji różnego rodzaju tradycyjne metody, np. ziołolecznictwo, homeopatia, może bioenergoterapia i regresing, a także wszelkie nowatorskie, które nie weszły jeszcze do polskich sztandarów medycznych, jak biorezonans. Wniosek o likwidację PSNLiN oraz decyzje sądów lekarskich odbierające prawo wykonywania zawodu kolejnym lekarzom, to działania zmierzające do likwidacji platformy legalnej społecznej dyskusji do prawa wyboru metod leczenia zgodnych z naszym widzeniem świata a w szczególności samostanowienia o naszym zdrowiu i istnieniu. Doszło do tego, że wielu naukowców czy medyków boi się publicznie zabierać głos, aby nie narazić się na szykany i epitety.
Stany Zjednoczone były pierwszym krajem, który ogłosił wycofanie się ze Światowej Organizacji Zdrowia (WHO), w styczniu 2025 r. Drugim wychodzącym z WHO krajem jest Argentyna. Kolejne, m.in. Indie rozważają tę decyzję… Za każdym proces wycofywania trwa 12 miesięcy. W przypadku Argentyny został on zainicjowany dyrektywą prezydenta Javiera Milei, 5 lutego br. Decyzję tę przedstawił rzecznik prezydenta na konferencji prasowej. Stanowisko uzasadnione zostało upolitycznieniem WHO, brakiem jej kompetencji w podejmowaniu decyzji, głębokimi różnicami w zarządzaniu opieką zdrowotną oraz względami politycznymi. Prezydent otwarcie krytykuje Światową Organizację Zdrowia za sposób zarządzania pandemią. Rząd Argentyny uważa, że zalecenia WHO są wynikiem wpływów politycznych, a nie opieraniem się na dowodach naukowych.
Argentyna odmówiła podpisania traktatu pandemicznego WHO, co było w nurcie jej wcześniejszego sprzeciwu wobec podobnych porozumień.
Jak widać Światowa Organizacja Zdrowia traci wiarygodność w skali światowej.
Ślepi na prawdę
A to, co w przestrzeni publicznej uchodzi obecnie za naukowe – pisze Ian McGilchrist (więcej niebawem w artykule W. Chudzińskiego) – coraz bardziej kojarzy się z przedkładaniem ilości nad jakość, teorii nad doświadczenie. Taki rodzaj myślenia zakłada, że nauka stanowi jedyny sposób, w który możemy dociec prawdy. Sama nauka jednak nic takiego o sobie nie twierdzi. Mimo to niektórzy wydają się być ślepi na tę prawdę, twierdząc, że odpowiedzi na wszystkie ważne pytania można uzyskać jedynie, odwołując się do scientyzmu. Tymczasem pomocne w tym okazują się być: intuicja, kreatywność, wyobraźnia – czyli narzędzia pozostające w gestii prawej półkuli mózgu, w takim samym stopniu, jak te lewopółkulowe – logika, analiza, synteza.
Odszkodowanie za udar poszczepienny
19.05.2025 r. odbyła się w Polsce pierwsza rozprawa o odszkodowanie za udar po szczepionce Astrazeneca przeciw koncernowi i Skarbowi Państwa, o 4 mln zł.
*
Kontakt dla poszkodowanych w sprawie pomocy:
Ogólnopolskie Stowarzyszenie Wiedzy o Szczepieniach STOP NOP (organizacja jest członkiem European Forum for Vaccine Vigilance!)
Justyna Socha tel. +48 606 668 891 (sms)
Wiedza to dwie linie poznania, dwie półkule mózgu
Martin Heidegger podkreślał, że jeśli nie uwzględniamy punktu widzenia prawej półkuli mózgu, to umknie nam coś bardzo ważnego.
Wiedza to przecież dwie równoprawne linie poznania: doświadczenie i nauka teoretyczna. Tymczasem współczesna nauka staje się coraz wyraźniej podporządkowana algorytmom służącym wielkiemu biznesowi. Ubywa nam swobody wyboru, redukowane są możliwości działania w różnych dziedzinach, twierdzi Janusz Ławrynowicz, Kurier Szczeciński.
W kontekście wspomnianych działań chciałoby się zaapelować o więcej zdrowego rozsądku, rozwagę, wyważenie ocen, mniej zaś nakazów i zakazów. W faktycznym interesie pacjentów niezbędny jest poważny merytoryczny dialog między medycyną akademicką i naturalną (czerpiącą z tradycji europejskich, ale też tysiącletniej indyjskiej lub chińskiej). Pacjent powinien otrzymywać kompletną informację o wszelkich znanych możliwościach poprawy zdrowia, zarówno tych akademickich, jak i tradycyjnych, aby móc dokonać świadomego wyboru lekarza oraz metod terapii. Niestety często dezinformacje rozprzestrzeniają się także w ramach samej oficjalnej medycyny z powodu niedoinformowania, kompleksów lub złej woli. Dotyczy to m.in. nieporozumień w zakresie leczenia boreliozy metodami iLAC, jednego z dwóch oficjalnych międzynarodowych stowarzyszeń zajmujących się leczeniem tej choroby.