Dama polskiej psychotroniki, aktorka…
Piękny Człowiek
(06.01.1933 – 30.08.2025)
O Helenie Wildzie-Kowalskiej można powiedzieć, że – obok Donki Madej (astrolożki i numerolożki) była damą polskiej psychotroniki. Jednocześnie realizowała się jako aktorka filmowa i teatralna. W Wikipedii znajdziemy o niej informacje, niestety, tylko w aspekcie artystycznym
W filmach i serialach grała od 1965 r. Współpracowała z Teatrem im. Stefana Jaracza w Olsztynie, Teatrem Ziemi Mazowieckiej, Teatrem im. Wilama Horzycy w Toruniu i Teatrem Popularnym w Warszawie. Najdłużej związana była z Teatrem Żydowskim im. Estery Rachel i Idy Kamińskiej w stolicy. Do jego zespołu weszła w 1959 r., debiutując rolą Cyne w Zielonych Polach. Przez wiele lat grała piękne młode dziewczęta. Jedną z jej największych kreacji była Lea w Dybuku. I została na tej scenie do końca swojej artystycznej kariery w 2009 r. Później występowała jeszcze na scenie Festiwalu Warszawa Singera – Jestem zrośnięta, przyklejona do tego teatru – przyznała w jednym z wywiadów. – Była pięknym człowiekiem. Mentorką dla najmłodszego pokolenia aktorów – czytamy na facebookowym profilu Teatru. – Nie będziemy niestety już wspólnie żartować. Nie spotkamy się na jednej z wielu rozmów o przeszłości i przyszłości Teatru. Nie zapomnimy jej bystrego i żartobliwego spojrzenia spod kruczoczarnej grzywki.
Była kobietą, która kochała życie. Wciąż aktywna, nieustannie w ruchu. W grę wkładała serce i duszę. Kreowane przez nią postacie miały wiele z jej prywatnego wizerunku. Nie bała się grubej kreski przy ich tworzeniu – wspomina Gouda Tencer – Była w zespole ostatnią osobą, która pamiętała Teatr z czasów Idy Kamińskiej.
W pożegnaniu na Facebooku czytamy: Kochana Helenko, wiemy, że tam, gdzie teraz jesteś, nie może zabraknąć teatru. Głęboko wierzymy, iż zasilasz nasz zespół po tej drugiej stronie, gdzie powitałaś wszystkich swoim perlistym śmiechem.
Jako psychotronik skupiała się na numerologii oraz hipnozie. Na Festiwalu NŚ w 1994 r., który odbywał się w Gmachu Głównym Politechniki Warszawskiej, Helena prowadziła sesję regresingu. Na ogół zainteresowani sprawnie wchodzili w przeszłość, przepracowywali jakieś kwestie tam namierzone i wracali do tu i teraz. Jednak pewien chłopak trafił w tak pozytywne, miłe doświadczenie z poprzedniej inkarnacji, że ciesząc się nim, nie chciał wracać. Przekonanie młodego człowieka, że jego miejsce jest tu i teraz, zajęło hipnoterapeutce trochę czasu.
Jako ceniony praktyk wykładała m.in. w Instytucie Psychologii Stosowanej hipnozę (metody: planeta i regresja) oraz numerologię. Prowadziła też szkolenia wizjonerów w letniej szkole psychotroniki, którą w latach 90. XX w. realizował Ryszard Gąsierkiewicz pod patronatem Nieznanego Świata. Była też wykładowcą Studium im. Juliana Ochorowicza w Krakowie.
Przez wiele lat organizowała kursy numerologii kabalistycznej, a ich słuchacze podkreślali, że to dla nich nie tylko pozyskiwanie najbardziej wartościowej wiedzy numerologicznej, ale także kontakt z wyjątkowym człowiekiem. Poprzez niepowtarzalną ekspresję potrafiła w oryginalny i fascynujący sposób dzielić się swoją wiedzą. Helena po prostu była legendą.
Wszystko w przyrodzie sprowadzić można do liczb i ich wibracji. Każda litera wibruje swoją
liczbą. Wibruje wszystko, co nas otacza, a w naszym życiu najistotniejsza jest wibracja i
oddziaływanie naszego imienia i nazwiska, daty urodzenia oraz miejsca pobytu. Każdy dzień
przynosi wiele pozytywnych i negatywnych reakcji na wpływ otaczających nas liczb. Są one
obecne we wszystkim, co widzimy, słyszymy i czujemy. Nie da się od nich uciec, a zatem
trzeba je poznać, aby umieć zharmonizować siebie z życiem i otaczającym nas
środowiskiem. Znając swoje liczby, możemy świadomie otaczać się ludźmi, przedmiotami lub przebywać w miejscach, których liczba harmonizuje z naszą i pozytywnie wpływa na nasze życie. A także zachować środki ostrożności w latach, miesiącach czy dniach, które dla nas wibrują niekorzystnie. – nauczała w czasie swoich wykładów.
Numerologię uznawała za klucz do podświadomości, a zmianę imienia czy nazwiska jako uruchomienie procesu transformacji, który zmienia naszą wibrację, a wraz z tym i nasze życie.
W ramach Towarzystwa Psychotronicznego współpracowała z jego wieloletnim prezesem Lechem Emfazym Stefańskim.
Helenę fascynowały możliwości jasnowidcze człowieka. W efekcie, bazując na umiejętnościach rozwijanych podczas autorskich warsztatów Doskonalenia Umysłu (DU) Lecha Emfazego Stefańskiego, stworzyła Grupę Wizjonerów, którą kierowała. Działała ona w Warszawie w latach 1986–1988. Sesje wizjonerskie prowadzono techniką DU. Głębokie stany medytacyjne uzyskiwano dzięki znajomości 12 ćwiczeń z Seminarium Doznawania Otwarcia Wrót i posługując się nagraniami opracowanymi w Instytucie Roberta Monroego.
W niektórych przypadkach stosowano średniej głębokości hipnozę sprzyjającą wizualizacjom. Sesje te prowadziła właśnie Helena, posługując się swoją łagodną metodą, którą roboczo określała nazwą łóżeczko.
Grupa Wizjonerów przeprowadziła łącznie 20 ekspertyz w sprawach osób zaginionych, w tym w dziewięciu przypadkach zostało trafnie stwierdzone, czy poszukiwany człowiek żyje, czy też nie. Dalszy bieg wydarzeń potwierdzał wspomniane ustalenia – poszukiwany osobnik albo odnajdywał się żywy, albo znajdowano jego ciało. Wszystkie ekspertyzy zawierały istotne informacje dotyczące aktualnego losu osoby zaginionej, miejsca jej pobytu, warunków, w których nastąpiła śmierć, oraz wskazanie, gdzie należało szukać. Sesje trwały zazwyczaj 20–30 minut.
Każde rozpoznanie jasnowidcze toczyło się w dwóch etapach: intuicyjnym i logicznym. W pierwszym etapie wizjoner badał sprawę, znajdując się dzięki technice DU w zmienionym stanie świadomości, co pozwalało na paranormalny odbiór informacji. Bez autokontroli i oceny relacjonował on wówczas wszystko, co pojawiało się w jego świadomości: efekty wzrokowe, słuchowe, termiczne, węchowe oraz zwerbalizowane myśli, odczucia i emocje. Etap drugi przebiegał już w zwykłym stanie świadomości (czuwania), kiedy posługujemy się głównie lewą, racjonalną półkulą mózgu. Poszczególne odbiory zapisywano i poddawano logicznej analizie. Helena Wilda-Kowalska zbierała relacje i analizowała je we współpracy z członkami grupy. Ustalała związki między relacjami, łącząc je we wspólny raport, by podjąć próbę wezwania samego zaginionego i bezpośrednio zadać mu kluczowe pytania. Początkowo trudność interpretacyjną stanowiły obrazy symboliczne. Wizjonerzy uczyli się dopiero języka swojej wyobraźni. Nierzadko nie było oczywiste, że mamy do czynienia z obrazami symbolicznymi. Występowało to wtedy, gdy np. wizjoner zobaczył wały ziemne i nasypy. Z czasem okazało się, że zaginiony poniósł śmierć na przedmieściu Wrocławia o nazwie Podwale.
Jeśli pojawiało się wyobrażenie osoby zaginionej, podejmowano próbę wykonania diagnozy paramedycznej. Pozwalało to ustalić, czy osoba ta żyje. Jeśli otrzymywano informacje, że nie żyje, starano się uzyskać odpowiedź, w jakiej pozycji i gdzie leżą zwłoki, czy mają jakieś obrażenia? Na tym etapie odwiedzano także pracownię, czyli specjalne miejsce stworzone dzięki metodzie DU, gdzie wizjoner przeprowadzał rozmowę ze swoim Opiekunem o zaginionej osobie. Tu też można było podjąć próbę wezwania samego zaginionego, by bezpośrednio zadać mu kluczowe pytania. W tym przypadku jednak praktyka wykazywała pewną trudność. Otóż, pojawiający się duch (dusza) niekiedy miewał skłonności do kłamstwa i trzeba było to zdemaskować. Nie ograniczano się jednak do biernej obserwacji otrzymanych obrazów, wdrażając zasadę aktywnej wyobraźni. I ta aktywność wyobraźni dawała się pogodzić zasadniczo z nieaktywnością stanu medytacyjnego, na co kładł nacisk L.E. Stefański. Aby maksymalnie ograniczyć możliwość mylących sugestii, informacje wyjściowe sprowadzano do minimum, czyli do danych osobowych oraz dotyczących miejsca i czasu zaginięcia.
To było niezwykle ciekawe, gdy wizjonerzy, przebywając wyobraźnią na planie astralnym, mieli możliwość swobodnej rozmowy między sobą bez wychodzenia z głębokiego stanu medytacyjnego.
Prof. Edward Abramowski w swojej książce Telepatia doświadczalna jako zjawisko kryptomnezji podkreślał, że akt paranormalnego odbioru informacji zaczyna się zawsze od pobudzenia warstwy podświadomej w osobowości odbiorcy.
Anna Ostrzycka
Helenko!
… I nie zdążyłam… Miałam przyjechać do Ciebie do Skolimowa zimą – wtedy akurat byłaś przeziębiona i odwołałyśmy. Miałyśmy spotkać się wiosną… Wiadomo, przy ładnej pogodzie wydaje się to łatwiejsze… Wyjdźmy do ogrodu, pospacerujemy – mówiłaś. Minęła wiosna, przeszło lato… 30 sierpnia pożegnałaś ten byt. A tak kochałaś życie! Jesteś jedną z moich nauczycielek radości życia.
Pamiętam Twoje opowieści przy naszym krakowskim stole. Oj, życie dzisiejszych celebrytów to pył marny wobec zwyczajów powojennej polskiej bohemy artystycznej… Dziękuję, że uchyliłaś rąbka tajemnic tamtego świata. Zawsze z najwyższą klasą i nawet jeśli ze swadą, to subtelnie. Pokazywałaś, jak śmiać się z drobiazgów, jak z uśmiechem obchodzić dramaty…
Twój cudowny dystans do samej siebie to moja lekcja kobiecości. Pamiętam twoje ukontentowanie kobiecością, gdy byłaś już sporo po siedemdziesiątce… Będę to pamiętała i obiecuję, nie zaponę, gdy za chwilę dojdę do tego wieku.
Byliście wyjątkową grupą – znaliście się, na przykład Ty z Lechem Emfazym, jak łyse konie, albo poznawaliście się u nas, przyjeżdżając na wykłady. W naszym krakowskim domu momentami zbierały się znakomitości powojennej ezoterii. Większość ze stolicy: Ty, Lech emfazy Stefański, Jerzy Prokopiuk, Witold Suliga, Leon Zawadzki, a z Wrocławia Włodek Zylbertal. Artyści, aktorzy, badacze, pisarze…. Ludzie z najwyższą klasą.
Wszyscy jesteście już po drugiej stronie Zasłony, o której nieraz toczyły się dysputy. Czy trafiliście do jednego ze światów równoległych, z wizji opowiadanych przez Jerzego Prokopiuka? A panowie, czy siedzicie przy tamtejszej wersji stołu i cieszycie się, że dołączyła do Was Pierwsza Dama? Kiedyś testowaliście koniaki (ja osobiście nie, bo ciągle byłam, albo w ciąży, albo karmiłam piersią) Potem każdemu zdrowie zaczęło chwierutać i trzeba było przechodzić na lekkie diety oraz rozmowy o ziołach. Radość przeplatała się z zadumą.
Kochana Helenko, dziękuję że byłaś w naszym, w moim życiu. Za wszystko, co mi dałaś, czego nauczyłam się od Ciebie. Teraz potowarzyszę Twojej duszy…. Niech znajdzie swoje najcudowniejsze miejsce. Swoją najzacniejszą scenę… Albo ogród, albo po prostu Raj… ❤️
Agnieszka G. jako wyrazicielka odczuć wielu osób





