Z Jarosławem Pijarowskim – twórcą awangardowym, wykładowcą, kuratorem sztuki, poetą, założycielem Teatru Tworzenia – rozmawia Anna Ostrzycka
Uchodzi pan ze energicznego, inteligentnego celebrytę. Jednak to określenie mówi o formie. Mnie zaś interesuje przede wszystkim treść. Jak pan rozumie sztukę, jej funkcję we współczesności i swoje w niej miejsce? Czym jest, a czym powinna być w tych trudnych czasach?
– Staram się być człowiekiem, nie celebrytą. Bycie osobą publiczną – szczególnie np. w Azji, ma zupełnie inny charakter. Można powiedzieć, że niesie ze sobą sporą odpowiedzialność. Odpowiedzialność za czyny i ślad, który zostawiamy. Powinniśmy pamiętać oraz mieć na uwadze przede wszystkim godność drugiego człowieka. Będąc osobą zapraszaną, trzeba umieć się odnaleźć w różnych środowiskach, grupach społecznych, a jednocześnie nie epatować nadmiernie sobą – pomimo tego, że to my jesteśmy gościem, TYM gościem, bez względu na to, czy honorowym, czy po prostu przechodniem w rzeczywistości innych stworzeń na tej planecie.
W niektórych regionach świata, będąc przysłowiowym białym, człowiek czuje się jak podmiot w ogrodzie zoologicznym. Cierpliwość z jednej strony, cierpliwość na popularność; z drugiej – odporność na obelgi. Tak, obelgi! Bowiem starsze pokolenia pamiętają zwykle złe traktowanie, a często i upodlenie, preferowane w zachowaniach przez najeźdźców – czyli żołnierzy, agresorów, handlarzy i właścicieli ziemskich. To jest do dziś silnie zakodowane – przekazywane z pokolenia na pokolenie, szczególnie w rejonach objętych głębokim doświadczeniem o charakterze traumatycznym.