Pod koniec ub. roku media zelektryzowała sprawa ujawnienia przez USA wiedzy na temat obecności na Ziemi tzw. istot nie-ludzkich oraz technologii zapożyczonych z obiektów UFO. Miał być przełom… ale nie było. Komuś bardzo zależało na przerwaniu całego projektu, choć nie brak takich, którzy uważają, że od samego początku była to prowokacja o nie do końca jasnych celach
Tuż przed świętami Bożego Narodzenia prezydent Biden podpisał akt autoryzacyjny o bezpieczeństwie narodowym. Dokument ten, regulujący finansowanie obronności na 2024 rok, zawierał coś, na co czekały miliony – tzw. Akt o ujawnieniu niezidentyfikowanych zjawisk powietrznych (UAPDA). W swej pierwotnej wersji ustawa ta zakładała stworzenie komisji rewizyjnej ds. UAP, a także bazy danych gromadzących informacje o ich obserwacjach. Ale nie to wywoływało największe emocje. Ustawa, której współautorem był senator Chuck Shumer, zobowiązywała wszystkie podmioty posiadające potencjalnie nie-ziemskie artefakty do ich zwrotu rządowi Stanów Zjednoczonych. Zakładano również rozpoczęcie stopniowego upubliczniania informacji na temat niezidentyfikowanych obiektów, nazywając takie działanie kontrolowanym ujawnieniem. Było to przeciwieństwo katastrofalnego ujawnienia, tj. niekontrolowanego wycieku informacji mogących mieć charakter wrażliwy, a dla niektórych – wstrząsający. Chodziło np. o obecność na Ziemi przedstawicieli innych inteligencji dysponujących doskonalszą niż nasza techniką, a także o zabiegi inżynierii wstecznej – czytaj: kopiowania rozwiązań technicznych z przejętych obiektów latających przez rządy, specsłużby i armie świata (nie tylko USA).
Reasumując: formalnie w amerykańskim parlamencie została przegłosowana ustawa pozwalająca na ujawnienie informacji o UAP (nowa nazwa dobrze znanego zjawiska UFO) oraz obecności na Ziemi przedstawicieli obcych inteligencji. Problemem okazała się parlamentarna praktyka. Już latem 2023 r. pojawiły się informacje, że ustawa jest zbyt odważna, uderza w bezpieczeństwo kraju, a także w interesy korporacji współpracujących z rządem. Te – mówiąc wprost – musiałyby ujawnić informacje, jakich ujawniać nie chcą, a przede wszystkim zwrócić rządowi nie-ziemskie artefakty, które rozpracowują i na podstawie których (najprawdopodobniej, bo tego można się tylko domyślać) opatentowują nowe technologie. Obawy nie były płonne.